środa, 10 sierpnia 2011

nebula.

chciałabym mieć świadomość tego, że w moim małym wewnętrznym świecie może zdarzyć się wszystko. bo pełna jestem cudów.

film o pięknej śmierci. śmierci świecącej jak mgławica. o źródle życia, które nigdy nie umiera. podróżuje w czasie, rodząc się na nowo.
zastanawiałam się nad tym skąd może pochodzić moje wewnętrzne źródło. czy to nie jest tak, że pewne osoby rozpoznajemy na swojej drodze. może rozpoznajemy ich wewnętrzne źródło.
myślałam nad tym dlaczego pewne osoby rozpoznaję, gdzieś jakby spod skóry, z wnętrza i dna oceanu. przez delikatną mgłę.
czasem rozpoznaję ludzi poprzez ich wrażliwość. nie wiedząc kim są. coś jednak ciągnie. i kiedy najbardziej chce to powstrzymać, najgłębiej odczuwam potrzebę poznania. ludzie z przeszłości, muzycy, malarze, poeci.
kiedyś w taki sposób zrozumiałam Sylvię Plath.

daję sobie prawo do pochmurnych dni. do grubych swetrów, szalików, i ciepłej z miodem herbaty. jestem człowiekiem jesieni i zim. postacią ukrytą w szumiących liściach drzewa, w mroku zimowej nocy. w pierwszym jesiennym deszczu, pierwszym śniegu, w najzieleńszej wiosennej trawie, i parzącym słońcu lata.

wtorek, 9 sierpnia 2011

lu.

nie jestem zabiciem czasu.

słowem chcę się dziś uspokoić.
dwie rzeczywistości. poszukiwanie dwóch światów.
jeden jest tym który czuję gdzieś pod skórą. który powtarza mi, że wszystko co może wydawać mi się niepotrzebne w moim życiu, prowadzi mnie.
tak bardzo chciałabym, żeby wewnętrzne źródło odżyło w mojej duszy. żebym mogła sycić nim ludzi obok, bo to dzięki nim nadal tu jestem. i mam siłę na każdy kolejny oddech.
nie dostrzegam codzienności jaką dają mi ludzie. ale to oni. wiem o tym. ci których miałam spotkać.
po co i dokąd idę?
do miejsca które jest domem i źródłem.

sobota, 6 sierpnia 2011

golden cage.

małymi krokami wychodzę ze szczerozłotej klatki. klatka nie chce mnie puścić, ale nie chce też trzymać. wydaje się być oburzona tym, że chce mi się uciekać, tym że mogę przestać być jej własnością niemą. klatka wydaje się być oburzona tym, że ada chce i ma prawo do tego żeby mówić.
jest piękna, złota, radzi ze wszystkim, i jest najcudowniejszą klatką na świecie, nie ma innej takiej klatki. nigdzie. to nic że więzi, jest przecież taka złota.
nowe otoczenie sprawiło, że zweryfikowałam co dla mnie znaczy "złoty", jaka "klatka" nie daje mi swobodnie fruwać w przestworzach tego świata. szczerze mówiąc wcale nie przepadam za złotym, nie przepadam za klatkami, kocham za to skrzydła. nie lubię sama się ogłuszać i odbierać sobie mowę. będę mówić wobec tego, bo świat zacznie mówić za mnie, a nie koniecznie musi czuć własnie tak jak ja.
widzę coś innego, ale mam wrażenie, że klatka umie być niezwykła. pewnie nawet jest, ale nie chce tego okazywać. przynajmniej w wymiarze mojej osoby. nie umie mnie zatrzymać albo nie chce. a ja naprawdę wychodzę z tej klatki.
zastanawiam się czy klatka w ogóle istnieje. albo czy czuje bicie serca albo mój oddech na pozłacanych prętach. wydaje się, że nie ma jej tak do końca. albo zaciska oczy i zęby, żeby nie można było wyczuć jej obecności.
nie czuję, a tak szalenie pociągające są dla mnie namiętności i odczuwanie!


robi się dziwnie. i zarazem odżywczo. chcę odetchnąć. i nie mam ochoty już się starać. nie o to. zapomniałam o sobie, i o tym co kocham. stopniowo uchodziło ze mnie powietrze. i jak flak postanowiłam wybrać się w pewną podróż. wróciłam z niej, spacerując na boso wśród traw. pośród nadmiernego zapachu sierpnia. ściernisku, twardej, przesuszonej ziemi, dałam poranić moją skórę. mocno oddzierał się zeschłych uczuć naskórek spod moich stóp. wróciłam poraniona z tej podróży, i tak jakby narodziłam się trochę na nowo.

czwartek, 4 sierpnia 2011

kolorowe kino filmownia.









przyszłe kolorowe otfinowskie kino. filmownia.
moc i magia.
pora na estetyczną dewastację tego miejsca.

wtorek, 2 sierpnia 2011

space.






czasami w najcieplejszym lata dniu, marzy się najbielszy w zimie śnieg.

sometimes in the warmest summer day, i dream about the most white winter snow.

painting by Ada Tomczyk, acrylic on canvas 50/70, Otfinów 2011.


is that really my space? feels like someone has stolen my world, the essence of my world, and identify with it, without any rights. it's a kind of true, because during living in home, everything seems to be common. but it is not. I am completely different, and everything that creates in my head belongs to me. dziwi mnie to. ponieważ nikt nie mówi o tym, że jestem interesująca. tymczasem mam wrażenie, że krążę wśród głów i umysłów. tych daleko i tych najbliżej. czasem warto powiedzieć komuś, że jest interesujący. bo w którymś momencie tej osobie może się przestać cokolwiek chcieć. i nie będzie ani wrażliwości ani dostępu do tego co mogłoby wydawać się interesujące.
próbuję pogodzić się z czasem i tym, że jestem w domu po to by coś robić. nie może to być spanie, malowanie, uczenie się. sprzątać, zajmować się bratem, którego kocham, lecz któremu zakleiłabym taśmą buzię. po to aby osiągnąć choćby 2 minuty wyciszenia.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

sometimes.


inspiruje się zupełnie nieznanym dotąd tchnieniem wiatru. do paru rzeczy przyznaję się przed sobą. myślę też nad zmianą. bardzo chciałabym coś zmienić. myślałam, że będę tęsknić za krakowem, ale to co czuję to wcale nie tęsknota. chętnie porzuciłabym kraków. na plecy założyła plecak i bez słowa, z kwiatkiem we włosach, i muzyką szumiącej trawy, wyjechała. bez mrugnięcia okiem. z siłą, którą powoli znowu dopuszczam do głosu.
czerwone drzwi kuszą, czuję jak rozwija się moja w nich wewnętrzność. piękniejsza od jakiejkolwiek innej wewnętrzności, w jakiejkolwiek chwili. płonę wewnętrznie trochę i tym samym wyglądam jak kwiat.
bogate myśli mam. pomysłów, trochę więcej niż zwykle. tak naprawdę wiele więcej. opowiadam o swoich wrażliwościach wewnętrznościach. szykuję się, by wybuchnąć dzikością i słodyczą w jednej chwili.