środa, 27 sierpnia 2014

szafy III.

tak jakbym przestała czuć. boję się tego.

przemijania. tracenia. pożegnań. otwierania się. choroby. złych decyzji. zaniedbań. sumienia. porównywania. wyśmiewania. siebie. innych. opuszczania. opuszczenia. codzienności. szarości. skrajności. miłości. powodzenia. marzeń. strachu. wyobraźni. mężczyzn. śmierci. poczucia winy. samotności. niedokładności. brzucha. złego myślenia. ciebie. siebie. wzruszeń. małości. wielkości. wypierania. wybierania. czasu. wspomnień. doskonałości. obumierania. chudnięcia. głowy. ambicji. perfekcyjności. powielania.
boję się też, że herbata zawsze będzie smakować tak samo.

niedziela, 24 sierpnia 2014

v Praze.

tak długo marzyłam, o spotkaniu go. o chłopaku, który będzie mój, który będzie mną, który będzie ze mną. nie wiedziałam kim jest, ale doskonale go czułam. mimo, że go nie znałam, tęskniłam. był, chociaż jeszcze go nie było.  marzyłam, o tym, żeby wreszcie poznać swojego przyjaciela. to niesamowite czekać tak długo, zastanawiając się na kogo się czeka. to niesamowite, poznać kogoś, u kogo zrozumiała jest każda rysa twarzy. każdy brak uśmiechu, i zamyślone spojrzenie. i spotkałam, człowieka w którym zakochana jestem w najdziwniejszy sposób na świecie. zakochana zrozumieniem kocham szczerością, akceptacją, ważnością. 




_________________________________________________________________________

pewnego dnia, przeniosłam się w przestrzeni i czasie. nazwą tego stanu, była Praga. piękna, stara, ozdobiona, bliska, przepełniona, intensywna. kochana, miła, przyjacielska. niezrozumiała, przesycona, ociekająca. metafizyczna. oczekująca, myśląca, słuchająca, widząca. rozmawiająca.
pojechaliśmy, jakby spontanicznie. chociaż każdy krakowski dzień przybliżał do tego najbardziej praskiego  magicznego. 
było cudownie. 
tak bardzo marzyłam o tym, żeby znów zacząć spacerować, nigdzie nie spieszyć się, a najbardziej  do życia. i tak właśnie było. Praga to w mojej głowie, mistyczna wycieczka w głąb. taka wycieczka po której rzeczywistość nie umie być taka jak przed wyjazdem. 3 magiczne dni, jak 3 miesiące. pełnych intensywności odczuwania, święta zewnętrzności, głośno mówiącej do wewnętrzności. uspokoiłam umysł, wskoczyłam ze spokojem w światy innych ludzi.
3 dni święta bycia razem.

poznawania.

piątek, 8 sierpnia 2014

święto świata.


jestem, żeby go mieć dla siebie. cały jeden dzień. nie będziemy sobą nigdy więcej. tego jednego dnia, on będzie najbardziej na świecie tylko mną. będę go więzić i uwalniać. po to wróciłam, po to on wrócił. 
święto świata. słońce zaświeci we mnie najjaśniej, a noc będzie najciemniejsza. zaśniemy z sobą w moich prześcieradłach.

piątek, 1 sierpnia 2014

walk.

brak mi  ciszy.

codzienność tak bardzo mocno zobowiązuje mnie do życia. zobowiązanie pracy, żeby mieć możliwość życia. zobowiązanie marzeń, żebym mogła odczuwać szczęście. zobowiązanie wobec sztuki, żebym mogła czuć się jakaś. zobowiązanie bycia sobą, żeby sobą być.
plączę się gdzieś pomiędzy myślami, pomiędzy zobowiązaniami, pomiędzy planami, chęciami i marzeniami. 
zagłuszam tym swój naturalny oddech. przesiadywanie na balkonie, musi mieć wytłumaczenie i sens. przestałam po prostu siedzieć na balkonie. obijam się jak od ścian, myśląc o tym, że powinnam spać, usprawiedliwiając zmęczenie pracą, brak szczęścia- brakiem miłości. 

najmocniej czuję to, że nie spaceruję. błądzę pomiędzy oczekiwaniami wobec siebie, i oczekiwaniami -jakie w mojej głowie- ma wobec mnie świat. przestałam spacerować, cieszyć się wszystkim co mijam, wszystkim co po drodze. śpiesząc się do pracy, domu, sztuki, szczęścia, tak łatwo zapomnieć, że sam moment spaceru, jest najpiękniejszym momentem dnia, i życia.
znów zaczęłam marzyć o śniegu. spycham na wizję śniegu warunek mojego szczęścia, poczucia spełnienia, poczucia piękna.
czasem gubię się w biegu, do -sama nie wiem do końca czego-. sens dawno uleciał, proces stał się mniej ważny, tak samo jak cel podróży. a przecież nad życie kocham spacery.
przychodzi moment, kiedy na bezdechu uświadamiam sobie, że czegoś brakuje, i mocno myślę, nad brakującym puzzlem, wewnętrznej układanki. 

sama wymyśliłam puzzle, sama wymyśliłam układankę, sama wymyśliłam brakujace elementy.
zapominając o tym, że nie ma układanki. i że zrozumienie tego, że nie ma brakujących puzzli, jest najważniejszą lekcją. 

duszę, przygotowuję na nadejście śniegu. żeby otulić się nim i nareszcie spokojnie w nim zasnąć.

czwartek, 31 lipca 2014

used.

nie marzę już o przypadkowym spotkaniu.
wyrzucam z głowy wizję wspólnego śniadania.
najgłośniejszy śmiech tłumię w środku siebie.

myślę, że  unikam spojrzenia, tak jak uczuć.


świat dotyczy mnie bardziej niż zwykle. 
dałam sobie dowód, na to, że podrosłam, na swoich własnych przeżyciach. w tym roku, w Ostrawie, nie przydarzyły mi się nieszczęsliwości, tysiące łez, brak zrozumienia obcego języka. ani jeden szpital. ani jeden szpital od czasu ostatniego pobytu w Czechach.
 
bóle zeszłoroczne zamieniłam na scenę, światła, wrażenia, ciarki na plecach, wzruszenie. najpiękniejszy koncert życia, za przyczyną Roberta Planta. wokalisty, nieistniejącego już Led Zeppelin. przeżycia moich ostatnich dwóch lat, usłyszałam i odczułam pewnego sobotniego wieczora. 
to dla mnie takie niesamowite! sztukę odczuwam tak straszliwie głeboko, doznając jej przeistaczam się w artystę, wchodzę, w rozumienie tej duszy, która wtedy do mnie mówi. wchodzę tak głęboko, że czasem wydaje mi się, że jesteśmy jedną osobą. wtedy też, przestaję istnieć jako ja. sam artysta przestaje istnieć, tak jak wszyscy ludzie dookoła. a razem z początkiem tego uczucia, dużo bardziej jestem każdym człowiekiem na ziemi.
wszystko w jednej sekundzie. 

do takich stanów potrafią doprowadzić tylko niesamowici ludzie, niesamowici artyści.
mam takie ukryte pragnienie być kiedyś kimś takim.
a jednak zaczynam od codzienności. od cieszenia się każdym dobrym i satysfakcjonującym ciężkim dniem pracy, po prostu. a za kurtyną codzienności tańczę z farbami, a w głowie i duszy mam wizję kolejnej wystawy. 

liczę, na to, że kiedyś przestanę się bać bliskości ludzi. 



sobota, 28 czerwca 2014

burza.

moja dusza jest burzą.

miło i przyjemnie jest mi myśleć o tym, że nie jestem sama. poruszać się w bezpiecznych myślach, i poczuciu tego, że nie tylko ja biorę odpowiedzialność za siebie i swoje życie. zagłębiać się w poczuciu bycia z kimś, i jednocześnie byciu nie tylko sobą,ale byciu tym kimś. 
i jego oczami skierowanymi w swoją stronę, patrzeć na świat i siebie.

trudniej mi przyjąć prawdę, która jest zupełnie inna. 
prawda, mówi o samotności. w której od zawsze byłam, i w której zostanę. ranię się nagłym światłem świadomości. ponieważ wcześniej rozkoszowałam się wygodnym kłamstwem. nieświadomie zapycham umysł bezpiecznym wrażeniem. 
i zawsze wraca to uczucie, które powinno być dla mnie najnaturalniejszym na świecie. 

uwielbiam poczucie samotności, i jednocześnie nienawidzę go nad życie. 

przecież jestem jedyną osobą, która zawsze będzie ze mną obok. to z sobą obudzę się w ostatni dzień swojego życia. 

z nikim innym.

ale też jednocześnie z każdym człowiekiem którego spotkałam. wszystkich będę miała głęboko, -w nikim innym- tylko w sobie.