zupełnie pierwszy września. ruda herbata w kubku obok. masa niedosytów, całe chmary nieskończoności. nienazwane myśli. pierwszowrześniowe. niezłośliwości niezakończone. radości niedotworzone. pustki niewypełnione.
sensu brak, ach sensu. jesienna zawierucha deszczowa. tylko wiatr za oknem i deszcz.
wrzesień drugi.
nocne wyprawy w głąb. chciałabym cię nie poznać, i chciałabym żebyś nie był. wzywającym mnie wiatrem wędrownym. życie, o. życie. w zastanawiający sposób nie dajesz mi się poznać. a wiele czynów rani mnie dogłębnie.
razem z krakowskimi świtami stawałam się coraz piękniejsza. dużo bardziej człowiekiem byłam krakowskimi nocami. niedosypianie.
września trzeci.
nieznośna mucha siedzi mi na czole. chylę się by ją zabić. umiem? tak, umiem. jednak coś trzyma moją dłoń przed morderczym strzałem. strach, że strzelę sobie w głowę. i obudzę się z nieśmiertelnego snu. że zauważę, że nie mucha stanowi problem, nie jest odnóża, ani skrzydła, tylko moja martwa skóra.
strzelam.
ahoj marynarzu, ahoj oleandrem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz