wtorek, 25 września 2012

ocean.

jest ciepły wieczór, a niebo wygląda tak jakby nazajutrz miał padać śnieg. 

tydzień temu dotknęła mnie magia, o której istnieniu, przez swoją chorobę zapomniałam. spełniłam marzenie życia. dzisiaj wiem, że chciałabym to marzenie realizować przy każdej możliwej okazji.

Karola wiozła mnie niedzielnym rankiem na autobus. pośród wiejskich otfinowskich pól, o niedzielnym pięknym budzącym się słońcu. w Tarnowie wypiłam kawę, i ciągle notowałam coś w pamiętniku. odbywałam rytuał spotkania. dobrze wiedziałam z kim jadę się spotkać, chociaż dzień miałam spędzić tak naprawdę sama. dojechałam do Krakowa, którego tak bardzo bałam się zobaczyć oczami zdrowej osoby. ostatni mój pobyt w Krakowie, był otoczony niepewnością, samokrytyką, okrutnymi oczekiwaniami wobec siebie, życiem w nieistniejącej krainie, nawet nie marzeń, a złości, bólu i depresji. zjadałam się Krakowem, swoim "nieistniejącym" życiem, ludźmi, których wzroku i zainteresowania nie umiałam zobaczyć. zjadałam się swoją nieistniejącą trzustką. 
a jednak w niedzielę, cudownym wrażeniem było dla mnie znaleźć się w Krakowie. zobaczyć swoimi, -wreszcie- oczami to miasto, które było dla mnie tak bardzo znienawidzone. dzisiaj znowu dałam sobie poczuć do niego miłość, która kilka lat wcześniej właśnie tu mnie sprowadziła. 
odwiedziłam Kino pod Baranami. żeby się przygotować. tak bardzo byłam zdenerwowana, tym co ma stać się wieczorem. tak bardzo! a jednak uwolniłam się, w świadomy dla mnie sposób. wprowadziłam się w stan cudu. nikogo nie było obok a jednak, było wrażenie. a nawet mały cud. coś tak banalnego. zapach chopaka który siedział zaraz obok.
wpadłam do Bunkra na kawę. z sobą piłam kawę. to była najpiękniejsza kawa jaką piłam w ciągu ostatniego roku. bo była jesienna, słoneczna, taka jak poranki krakowskie, w czasie których z czystą myślą zdarzało mi się tam przesiadywać. Bunkier to jedyne miejsce, które ma tak niespotykany zapach. mimo, że usiadłam w sali dla palących, odurzyłam się wrażeniem tego zapachu. kawy, ludzi tam obecnych, esencji Krakowa, papierosów, jesiennego powietrza. byłam w odpowiednim miejscu, o doskonałym dla siebie czasie.
tłumy w tramwaju, aż do przystanku "Kombinat". pierwszy w życiu widok byłej leninowskiej huty. dziś ArcellorMittal'u Polska. ostatni papieros i oczekiwanie. cukier: 130.
czuję jak powoli wchodzę w ciepłą wodę oceanu, gotowa jestem aby zacząć pływać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz