pęka mi głowa.
nic nie czuję. rozpływam się na milion kawałków. nie jestem już ada.
jestem jakieś jedno niedopowiedziane wrażenie. które w każdej najmniejszej chwili może z powierzni ziemi zniknąć. rozpłynać się i wsiąknąć.
jestem przecież zupełnie niewidoczna.
piosenka małych moich smutków.
maluję, bardzo maluję. porastam trawą. przecież wcale, nie muszę istnieć. a moje uczucia wcale nie są ważne. tylko mnie się tak wydaje. bo nie umiem niczego poza odczuwaniemwyrażaniem.
w głowie coraz mniej satysfakcjonująco. płynę przez życie z mętnymi oczami.
przecież nie słucham senymentalnych piosenek. bardzo chciałabym, żeby bzy zakwitły mi w głowie.
wśród mroku nocy tylko dla mnie świeci księżyc. razem z nim zakwitnę, albo zapłaczę. kto powiedział, że mam być niezwykła? idę w swoim, życiu i nie wiem gdzie jestem. idę kwitnąc i płacząc.
wylewam się na płótno. całą swą wrażliwością, wewnętrznością.
rozsypuję się na kawałki. ale nic nie szkodzi. jak nikt inny potrafię zawsze sie złożyć. nową formą otoczę się jutro.
a serce bije mi szybciej niż zwykle. tak jakby było cenniejsze niż jeden najmniejszy centymentr mojej skóry. wypłukaną mam duszę. nie znoszę swoich zielonych oczu, i jednocześnie kocham je nad życie. krew gotuje się na myśl o karminowych drzwiach, gdzieś na dnie oceanu.
nie wyczuwaj smutku w moim głosie. tylko czy naprawdę słyszysz mój głos?
to chyba ja nie daję się zupełnie usłyszeć.
wena szarpie. ksztuszę się nią. wiedziałam, że jak się zjawi, to będzie mi aż do bólu kwitło na płótnach, a ja będę płakać. i odradzać się z moją najdzikszą naturą, każdego wieczora i o każdym poranku. opowiem ci bajkę. zarastam w środku najzieleńszą trawą. a słońce podpala moje zmysły.
nic nie czuję. rozpływam się na milion kawałków. nie jestem już ada.
jestem jakieś jedno niedopowiedziane wrażenie. które w każdej najmniejszej chwili może z powierzni ziemi zniknąć. rozpłynać się i wsiąknąć.
jestem przecież zupełnie niewidoczna.
piosenka małych moich smutków.
maluję, bardzo maluję. porastam trawą. przecież wcale, nie muszę istnieć. a moje uczucia wcale nie są ważne. tylko mnie się tak wydaje. bo nie umiem niczego poza odczuwaniemwyrażaniem.
w głowie coraz mniej satysfakcjonująco. płynę przez życie z mętnymi oczami.
przecież nie słucham senymentalnych piosenek. bardzo chciałabym, żeby bzy zakwitły mi w głowie.
wśród mroku nocy tylko dla mnie świeci księżyc. razem z nim zakwitnę, albo zapłaczę. kto powiedział, że mam być niezwykła? idę w swoim, życiu i nie wiem gdzie jestem. idę kwitnąc i płacząc.
wylewam się na płótno. całą swą wrażliwością, wewnętrznością.
rozsypuję się na kawałki. ale nic nie szkodzi. jak nikt inny potrafię zawsze sie złożyć. nową formą otoczę się jutro.
a serce bije mi szybciej niż zwykle. tak jakby było cenniejsze niż jeden najmniejszy centymentr mojej skóry. wypłukaną mam duszę. nie znoszę swoich zielonych oczu, i jednocześnie kocham je nad życie. krew gotuje się na myśl o karminowych drzwiach, gdzieś na dnie oceanu.
nie wyczuwaj smutku w moim głosie. tylko czy naprawdę słyszysz mój głos?
to chyba ja nie daję się zupełnie usłyszeć.
wena szarpie. ksztuszę się nią. wiedziałam, że jak się zjawi, to będzie mi aż do bólu kwitło na płótnach, a ja będę płakać. i odradzać się z moją najdzikszą naturą, każdego wieczora i o każdym poranku. opowiem ci bajkę. zarastam w środku najzieleńszą trawą. a słońce podpala moje zmysły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz