miałam dziś przedziwny sen.
sen o podświadomym niszczycielu mojej psychiki. pierwszy raz. nigdy wcześniej nie wiedziałam, że istnieje w mojej własnej psychice coś takiego, taki ktoś.
ale istnieje, i jak się pojawi w śnie znaczy, że coś trzeba zmienić. że ktoś w twoim otoczeniu nie słucha cię, lekceważąc twoje przeżycia. i ten niszczyciel, pławi się w tym utwierdzając cię w przekonaniu, że nie jesteś nic warta. wszystko składało by się w jedną całość, bo obudziłam się z opryszczką. opryszczka jest sygnałem, że przestało się wierzyć w siebie.
oczyścić się od samej siebie.
zdarzyło mi się zapamiętać ten sen
śniło mi się, że miałam jechać z Tarnowa do Krakowa, z dużym plecakiem. była to niedziela, a ja nie sprawdziłam odjazdów pociągów. w Tarnowie okazało się, że muszę czekać ponad 2 godziny. ale było dobrze, bo czekał ze mną Jarek z IIa na dworcu PKS, on miał jechać do Rzeszowa. na początku było dobrze, czekaliśmy i nic właściwie się nie działo.
po chwili jednak, okazało się ze jestem w samym staniku, chyba zaczęłam czuć się zbyt pewnie i bezpiecznie, i dlatego zdjęłam koszulkę. a przecież nigdy nie można czuć się zbyt bezpiecznie. poszłam kupić bilet na stację PKP. wracając zorientowałam się, że idzie za mną czterech kolesi. modliłam się, żeby nie szli za mną. jeden podszedł bliżej i złapał mnie za rękę. i zaczął szarpać, po to by mógł dostać to czego chce. a chciał jednego.
zaczęłam mu się tłumaczyć, i mówić, że lepiej będzie jak pójdziemy gdzieś na ubocze. że ja mu dam to czego chce, a nawet więcej, niech mnie tylko uszanuje. zrobił tak. ale ja nie przestawałam mówić, ciągle mnie trzymał, a ja mówiłam, opowiadałam. później pojawił się jakiś jego kumpel, bo zauważył, że nic się nie dzieje, między nami prócz rozmowy, a on też przecież chciał skorzystać. więc podszedł, ja zdążyłam pochłonąć rozmową tego pierwszego, zrozumieniem, opowiedzieć mu o świecie, który mógłby zniszczyć, tym co by zrobił. nie wspomniałam o malowaniu, ani o tańcu. mówiłam w kategoriach moich uczuć.
kiedy zbliżył się do nas ten drugi chętny z chytrą twarzą i zawadiacką. mój nowy kolega, wdał się z nim w przepychankę. ja się odsunęłam. ten pierwszy zdążył tylko spojrzeć na mnie smutną twarzą jakby chciał się pożegnać.
po chwili okazało się, że obaj nie żyją.
pojechałam do Krakowa płacząc.
to była przedziwna noc. przed zaśnięciem czułam dużą moc wewnętrzną.
bardzo bolą mnie łydki. nie wiem dlaczego odczuwam ten ból jako swędzenie. drapałam się przez całą noc. wydawało mi się, że nogi mi krwawią. ale tak nie było. pełne są tylko siniaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz