niedziela, 19 czerwca 2011

taś.

dziś krakowskie niebo jest takie pochmurne. zanosi się na burzę.
oswojenie. a muchy groźnie odbijają się od szyb. chcą się dostać do środka. wszystko jednak szczelnie pozamykane. jestem układem kropek i kresek, odbijam się od ścian.
przepływam sobie przez palce. i ukradkiem topię się wśród fal.

taś taś, gąsko.

wierzę w to, że się ułoży. cokolwiek miałoby się zdarzyć. niezależnie od tego co się zdarzyło, jaki jest dzisiejszy dzień, i co przyniesie następny mój sen. who knows what's going to happen?
pachnie szałwią.

nie mogę odnaleźć dzisiejszej piosenki. grają dla mnie krople deszczu i pochmurnym wiatrem poruszane gałęzie drzew. wszystko dzieje się po to żebym nauczyła się uczuć. i przestała tyle myśleć! poddała się i przestała wiecznie stawać okoniem!

chciałabym być spokojnym człowiekiem, zmęczonym satysfakcją każdego najmniej istotnego w świecie dnia. wstawać rano i wewnętrznie wiedzieć o tym, że jestem w domu. w domu mojej rozmarzonej duszy, i kruchego ciała sprężystego. wierzyć głęboko, że jest coś więcej, niż jedno zamglone spojrzenie, ukradkiem dostrzeżone najbardziej błahego świtu.
chyba przestraszyłam się myśli. nowych myśli. idei. one po to trafiają prosto do moich uszu, żebym mogła je usłyszeć. i jeśli pokłują mnie, to w najczystszym wymiarze. po to żebym jutro mogła obudzić się kimś innym. z nieznanym dotąd nikomu uśmiechem. i powiedziała do siebie najszczersze "dzień dobry".

tak w ogóle, brawo dla Efrema.





dlatego.

www.mesztre.blogspot.com



bukiet czerwonych pomidorów i człowiek w płaszczu.

sobota, 18 czerwca 2011

krakowskie ostatki.


rozstań nadchodzi czas. przede mną ostatnie krakowskie dwa tygodnie. pięknych świtów. i spontanicznych wieczorów.
dwa tygodnie egzaminów. tarnowski koncert. niemiecki miesiąc.
i dom. na nie wiem jak długo. zamykam się w ciszy. chociaż chciałabym odfrunąć tak jak ptak. ciekawa jestem czy Kraków kiedyś znowu będzie moim domem. czy puszczę to miasto w niepamięci wszystkich ludzi. tak na prawdę zostały niepełne trzy tygodnie. odfruwam stąd jak ptak.

mogłabym przypadkiem wypić z Panem kawę.

tak samo niepewnym krokiem wychodzę z tego świata, tak jak wchodziłam. z koszykiem pełnym wrażeń dwóch niespełna lat.
chciałabym dokonać wielkich rzeczy. nie tylko w obrębie mojego małego zduszonego spojrzenia.
czuję jak zamarzłam. te dwa lata były pełne poświęcenia, walki, i całej palety barw emocji. chciałabym poczuć, że coś mam w kieszeni, i że nie jest to rozczarowanie.
że nie jestem tym samym człowiekiem. i że jestem przepełniona pięknem doświadczeń. uczucia porastają moją skórę. zewnętrzną i wewnętrzną. tak jak trawa której oddam się już wkrótce.

oczy mam zielone, i pieką mnie ukrycie.

kiedyś może osiągnę coś na miarę swoich nie tylko możliwości. może nie utonę w rzece. może uda mi się popłynąć w niej, i uświadomić sobie, że żyję najpiękniej na świecie. tak bardzo bym chciała. spokój wewnętrzny, z istotą swoją zespolić. poczuć ją, i odetchnąć wiedząc.


tyle osób dookoła. a ja wiem, że jestem sama. nie poddaję się temu uczuciu, ale ono pojawia się wśród mroku. otacza mnie zupełnie nagą, i miota mną, zupełnie tak jak dziś.

wciąż zapominam o tym, że nie jestem kolorowa. choć w torebce oprócz słońca noszę tubki z farbą. każdy oddech mój, i tchnienie tak jak wiatru, cenniejsze jest niż wszystko co udało mi się stworzyć.
odchodzę stąd dla siebie. po to żeby uspokoić mój wewnętrzny świat. w którym niespokojnie zaczęłam tonąć.






co mi po tej mojej niezwykłości?

foto: Adam Orłamowski www.ormo.digart.pl


niedziela, 12 czerwca 2011

robaczek świętojański.

tańczę, a księżyc tańczy razem ze mną. tańczę, wewnętrznymi myślami poruszam ciałem swym.
wskrzeszam niebo i ziemię. błądzę wśród obłoków, pływam krztusząc się powietrzem.

od kołdry miększe mam dziś tylko myśli. szkoda, że tak rzadko rozmawiamy.
szkoda, że tak rzadko z kimkolwiek rozmawiamy. od odczuwania piękniejsze może być tylko wyrażanie. lubię słuchać też. bardzo słuchać. i bardzo spotykać się gruncie na wspólnych z ludźmi światów.

sekretów całą masę mam. drzwi same w sobie są sekretem. niezależnie od tego co jest za nimi. tak naprawdę sama jestem drzwi. a świat w którym żyję jest bardziej przedziwny. podobno jestem świadoma. podobno.
dążę do skrajności, granic. do przejścia przez nie. i do uzależniania się od tego co spotykam na drodze.

bardzo chciałabym jechać. materię mojego ciała w miejscu trzyma myśl. ale wolność to przecież moje drugie imię.

poleżmy więc w zbożu.

czwartek, 9 czerwca 2011

modry.


sukienka ma kolor morski.

czasem kiedy patrzę na siebie z boku wydaje mi się, że jestem zupełnie niezwykłym człowiekiem.
i wmawiam sobie, że jestem przecież lustro i że jestem taka, tylko dzięki ludziom, których dusze odbijają się we mnie jak właśnie w lustrze. ale to chyba nie do końca tak. w momencie życia w jakim jestem, nie działają już na mnie ludzie tak jak kiedyś. a życie społeczne to nie tylko ludzie. to także efekty ich działań. sytuacje. twórczości. mądrości zapisane w muzyce, książkach, obrazach. tylko wewnętrzny filtr pozostaje esencją tego jakim jest, i tego kim ja jestem.
ten wewnętrzny filtr, to efekt jednego człowieka. tym człowiekiem jestem ja. a sytuacjami i twórczościami są efekty komunikacji jaką z sobą nawiązuję.



śnił mi się dziś Edynburg. powiedział do mnie jedno zdanie. brakuje mi twoich szalonych przedziwnych zdań wymówionych w biegu.

środa, 8 czerwca 2011

lewe ucho.





soczystości komunikacji.



życie.
wewnętrzność moja chce żebym płynęła. razem z życiem. wierzyła w to.
od tak dawna życie daje mi znaki. Efrem Wilder i "Water Water". Ado miałaś uderzyć się w głowę tego wieczora, i miało do Ciebie to dotrzeć. później śniła Ci się Wisła, która okazała się być morzem. czułaś się świetnie w niej pływając wśród fal. dopóki nie wypluło Cię na brzeg.

dzisiaj otrzymałam jasny przekaz.
i wierzę, w to, że przez życie mam płynąć. wierzyć. i kochać.
bo świat mnie kocha. i kocham sposób w jaki mnie kocha.

wierzę, w to, że mogę coś zmienić wierząc w to, że w coś wierzę. i mogę zrobić wszystko, w co tylko będę kiedykolwiek wierzyć.

czasem wydaje mi się, że przestałam umieć mówić.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

czereśnie.

dlaczego, kiedy lato za oknem chce się słuchać tylko zimowych melodii?

odkopuję się spod gruzów moich myśli. stęchłych myśli, nieprzewietrzonych pokoi.

chciałabym żeby to co ma ulec zmianie, nareszcie uległo. żebym spokojnie, mogła przepłynąć na drugi rzeki brzeg.
czuję się trochę jak w klatce. nie wiem w którą stronę mam iść. każda wydaję niewłaściwa.
potrzebuję zmian, zwrotów akcji, oczyszczenia. nie będę wmawiać sobie, że jest inaczej.
najbardziej nie lubię wzroku innych ludzi w mojej własnej głowie.

jesteś przecież kolorowy wolny ptak. pofruń więc z wiatrem, w środek słońca sam.




trochę minęło czasu. w domu, uczucia dość bezbarwne. życie zostawiłam na półce, co nazywa się Kraków.



znowu się nie znamy. widzę w słońcu tylko nasze stopy, chyba leżymy na trawie.