niedziela, 18 grudnia 2016

27.



pierwszy raz, nie poszłam do Bunkra na urodzinową kawę. 
samotność nie jest najważniejsza. 
miłość ludzi jest najważniejsza. to jej życzę sobie na najbliższy rok. 

to niesamowite, z każdym rokiem coraz mniej marzeń koncentruje się na rzeczach materialnych. jak było się małym, marzyło się o nowej lalce, sukience, zegarku. dzisiaj marzę o dobrych i szalonych ludziach obok. tak samo szalonych jak ja. tak, żebyśmy mogli siedzieć i gadać całe noce. albo milczeć. i tego sobie życzę, cudownych i inspirujących ludzi obok, jakich mam dzisiaj. 



chciałabym być lepsza dla siebie, i umieć dawać się sobą cieszyć. 

________________________________________


tak, myślę, że mogłam się zakochać. tak bardzo o tym marzyłam, o tym jednym uczuciu, które obudzi mnie ze snu, tak jak on mógłby budzić. historie lubią wracać, a ja ciągle jestem mistrzynią miłości niemożliwych. życie nie jest filmem, ja nie jestem znaną artystką, miłość jest daleko, a ja ciągle sama, od 5, czy 6 lat. tylko ten śnieg taki sam ciągle.




*

środa, 30 listopada 2016

cold winter.




wszystko przypomina krainę z której pochodzę. i do której bardzo dziś chcę wrócić. byłabym na samym środku ogromnego pola. w przestrzeni, w której nie ma horyzontu. byłaby ciemna noc, widoczność wyznaczałyby białe ślady, które na śniegu roztacza wiatr. byłabym prawie naga. cały chłód odczuwałabym tak bardzo głęboko, że sięgałby prawie duszy. byłabym sama i wolna, bez matki i siostry. pochodząca z nikąd, szukałabym tego nieistniejącego miejsca. nie ograniczałaby mnie już nigdy insulina. zapomniałabym o istnieniu czegokolwiek. 




taki dzień jak dziś trafia się raz na długi czas. ostry i zimny wiatr porusza ciałem i umysłem. śnieg ucieka w popłochu przed siłą wiatru, wszystko idealnie współgra ze sobą, w tym dzikim tańcu. twarz wydaje się być poraniona tysiącem ostrzy, które jak sztylety wbijają się najmniejszym ukłuciem w centymetry ciała. jest tak biało i czysto, cała ciemność nocy rozświetla się milionem jasnych, mrugających płatków śniegu.


to uczucie nazywa się wolność.

poniedziałek, 28 listopada 2016

blue.




to tylko udawanie.
nie chcę zamykać oczu, bo boję się, że ucieknie mi choćby minuta życia. że nie zauważę padającego za oknem śniegu. a uwielbiam go nad życie. nawet jeśli tylko wiem, że gdzieś w oddali spada w kierunku ziemi. śnię, tak bardzo mocno śnię. budzę się w nocy, pełna obłędów istnienia. a ja przecież tylko żyję, tylko jestem sobą. udaję, że odchodzę. udaję, że mam martwe serce. że nie nic go nie potrafi dotknąć, tymczasem jest zupełnie inaczej. a we mnie dzieje się tysiąc wojen. i tysiąc miłości. 

pamiętaj, to tylko udawanie, to sposób. 


*****



sobota, 26 listopada 2016

war is serenity.


powinieneś się cieszyć, nawet jeśli nie znajduje się ten jeden, ciągle coś się dzieje. serce jest rozdarte. ale wiesz, że ciągle masz je w piersi. że to serce ma siłę na to, żeby szukać. uczucia rodzą się w Tobie same. bo serce nadal jest tam gdzie powinno być.
ciągle pobudza je coś pięknego, drugi człowiek. 
zmieniają się imiona i historie, nie ma pustki. 







__________________________________________

moje serce jest jakieś dziwnie martwe. obojętne. pojedyncze zrywy, dziejące się raz na pół roku, nawet jeśli się zdarzają, kończą się szybko i w taki sam sposób. 

a serce tak jakby już od jakiegoś czasu wcale nie biło. 
jest pełne chłodu i wojen. i przyzwyczaiło się tak bardzo, że to spokojny stan, w którym nawet łza nie budzi. 
ciało- chłodne, tak jak serce. 
królowe śniegu, rozumiem każdą z was. 

czwartek, 22 września 2016

brother.



z każdą jesienią nadchodzi uczucie. z każdym latem.

rozpaliły mi się oczy, rozpaliły dłonie.
zaczęłam słyszeć muzykę. dostrzegać w pięknie obrazy, które wydawały się beznadziejne.
serce, ty żyjesz! 

rozpędzone myśli, odnalazły punkt zaczepienia. nawet w przypadkowym spotkaniu. nawet jeśli to tylko przypadek. przypadek, i kompletna nieprawda. 
nie dzieję się życie bez serca, nie dzieje się sztuka. 


inspiracja jest zawsze kimś żywym. 
tak, jak żywe zaczyna być serce.
nawet jeśli, to tylko chwila. 
nawet jeśli ja znów zaraz zacznę być taka sama.






poniedziałek, 12 września 2016

preparations.



to na czym najbardziej zależy mi w przypadku tworzenia, czegoś co nazywam w swoim życiu "sztuką", to niezależność. chociaż sztuka, to przecież zawsze zależność. zależność twórcy od otaczającego go świata, i odwrotnie. 
moja niezależność to moje życie. 

starałam się o moment w którym sztuka będzie oddzielnym pokojem, (w moim przekonaniu nawet całkiem sporym atelier) mojego wielkiego domu mojego życia. w tym domu znalazło się miejsce na wiele pokoi. od szarej codzienności, pokojów bliskich ludzi, pracy, rodziny, choroby.

ten dom jest tak na prawdę logistyką czasu. czasu na każdy aspekt. 
ten dom to także finanse, przecież sztuka to materiały, na których pracuję.
ten dom to organizacja życia.
ten dom to choroba, potrzebny odpoczynek. 
ten dom to poświęcenie, przeżycia, sny. rozwalony często emocjami mózg.

ten dom, który zawiera w sobie tak wiele, i z tak wielu fundamentów się składa, to mój świat moich zależności.

mój świat działa na moją sztukę, i odwrotnie. daje się sobie inspirować tym co mnie otacza. przeżywam życie. jakieś schematy, nie są tak straszne. wyskakuję z nich kilka razy w miesiącu, żeby być najmocniej na świecie tu i teraz, a uświadamia mi to szelest pędzla, prowadzonego po płótnie.

____________________________________________________

świat twórczy, to trudny świat. praca nad wystawą, pochłania całą mnie. 


I. przeżycia, emocje, szarpanina wewnętrzna, poruszenie.
II. wizje, opowieść, spójność tematu.
III. malarstwo, godziny, drobiazgi, szczegóły. 
IV. energia, wpatrywanie się w swoją duszę gotowych obrazów.
V. wykończenie, trudny zapach werniksu.
VI. zamknięcie tematu. podpis.

VII. miejsce, ludzie, techniczne przygotowanie i organizacja.



mnożę takie scenariusze, żeby uzyskać magicznie spójny kąt spojrzenia. kąt w którym każdy detal będzie miał największe znaczenie.
 ku 10, 15 obrazom?

pracuję, tak bardzo pracuję z sobą i życiem nad dokończeniem tej wystawy, która może być najważniejszą w moim życiu.


in a background of my art:

https://www.instagram.com/dzikiekwiaty/



* * *otacza mnie tak wiele niepewnych dni. zwątpienie czy cokolwiek z tego co robię ma jakikolwiek sens, i wartość. każdy dzień, to myśl, że może nie warto robić sobie to wszystko. sobie i dla siebie. 
masa wyrzeczeń, nieprzespanych nocy. zastanowienia o to co będzie dalej. i o to czy dobrze robię, czy kiedykolwiek dobrze robiłam.
proces twórczy to trudny proces. czasem ten proces trwa kilka dni, wyrwanych z kontekstu i życia. czasem trwa 5 lat, od ostatniej wystawy. czasem całe życie to jeden wielki proces twórczy. 

czwartek, 8 września 2016

hours.



długie dni. długie godziny. 

niewiele snu. niewiele snów. 

słowa. 

rozpędzone życie, daje po głowie. 

zasłona w kwiaty, lampki wiszące u sufitu, pościele, kwiaty, i sztaluga. a wśród tego zapracowane wakacje. refleksje, marzenie odpoczynku, odchodzące w jasnej mgle dziejącego się życia. 


czerwiec, lipiec, sierpień, gdzie wy się podzialiście? 
utracone trzy miesiące. pogubione wśród wyjazdów (cudnie odwiedzających), przyjaciół obecnych (ciągle blisko), pracy (inspirującej), malarstwa (wiecznie niedokończonego).
to jedne z najbardziej intensywnych wakacji (i żyć). w braku odpoczynku, aktywnościach, odnajdywałam spokoje serca i duszy. 

czerwiec inspirował, dawał w siebie uwierzyć, poznać ludzi, którzy mimo bycia gdzieś w okolicy, wydawali się dalecy. to trudne czasem, wyskoczyć ze swojej głowy, pełnej myśli, które wbrew pozorom mogą stać się tak bardzo ograniczające. trudne lekcje ludzi, siebie. trudne przełamywanie poczucia opuszczenia, niebezpiecznego, bo najbardziej znanego i zaprzyjaźnionego. 
warto wyskakiwać, i dać sobie zrozumieć, że ludzie czują tak bardzo podobnie. 
warto czuć, żeby móc podzielić się uczuciem, żeby móc odnaleźć dusze, tak bardzo podobne.

lipiec napełnił mnie muzyką, i uniósł wysoko ponad chmury. dwa miejsca, dwie inspiracje. Ostrava- Kraków- Londyn. przyjaciele i bliscy. uczenie się -takjakby- na nowo pewnych relacji. inspirowanie sie tym co przynosi życie. 

Ostrava.
tęcze wylewają mi się z dłoni. pływamy w muzyce, uśmiechając się do siebie. miłość i muzyka.
oddalenie, powracanie, uświadamianie. 
ego zostaw moją duszyczkę w spokoju.
ciepło otaczające, mimo wewnętrznego chłodu, otaczającego tak dokładnie, jak koc. 

czasem tak straszliwie trudno jest mi powiedzieć o tym, że gasnę z braku miłości. nic nie może zastąpić rozmowy, okazywania zainteresowania. to takie proste. to takie proste. to takie proste. 

Londyn.
nie sądziłam, że poznam jeszcze tak niesamowite uczucie. pierwszy lot samolotem! chmury wyglądają przepięknie widziane od drugiej strony! oderwanie od ziemi, słońce blisko, niebo dookoła. czysta inspiracja. 
miłość, którą pojechałam zobaczyć była nieoczekiwanie piękna i szczera. w pięknym miejscu świata. miasto miastem. mieszkałam tych kilka wyjątkowych dni w jednym z najpiękniejszych domów jakie widziałam w życiu. dom profesora Uniwersytetu Cambridge, jego cudnej żony, syna, wspaniałego pianisty, i jego żony, niesamowicie utalentowanej plastycznie dziewczyny, pochodzenia polskiego, z domu Tomczyk. dawno nie wskoczyłam tak bardzo w czyjś świat, który kompletnie niezrozumiały wydał się szalenie jasny, i pełny.

sierpień był słońcem.
Kraków. przyjaciele, spacery, wakacje! 
odwiedziny, małe i duże. pierwsze i kolejne. poczucie sprawiania komuś radości, poświęconym czasem, pokazywaniem tego co możliwe, inspirowania. gadania po nocy, miasta, dopuszczania. zainteresowania, takiego którego się nie wymaga od kogoś, ale takiego które się komuś daje. uprawiania młodej ziemi, otulania jej zrozumieniem, brakiem wymagań, byciem.





 ________________________________________

malarstwo. wszędzie pośród tego malarstwo.

otwarte portale w głowie. 
portale życia.







środa, 10 sierpnia 2016

The upcomings.



THE UPCOMINGS:

ADA TOMCZYK | KRAKÓW 2015- 2016 | ACRYLIC ON CANVAS | 60/80





    



   



niedziela, 19 czerwca 2016

oceany.

ocean uczuć. przypływ i odpływ. fale gorąca i przeszywający chłód.
brak sensów w istnieniu. 
chmury opadają mi na skronie, poczucie osamotnienia chwyta mnie, i nie puszcza. szarpię się całe życie. bez jakiegokolwiek rezultatu. oddalam się, od ludzi, i od życia. zmiany nic nie wnoszą. nuda, i brak zrozumienia. zastanie w temacie. 


kiedyś pomyślałam, że moment w którym przestanę malować to będzie znak, że jest ze mną bardzo źle. że to może być początek mojego umierania. 




przestałam malować.

to prosta prawda. kwiaty w końcu więdną. 



obrazy maluje się po to, żeby dało się je zobaczyć. to gra na wizjach, wyobrażeniach. praca z jednym zmysłem. nigdy nie maluje się tylko dla swoich oczu. 
najsmutniej kiedy oczu wokół nie ma, i kiedy oczy zapominają, że dla jednej duszy mogą być tak bardzo ważne. temat jak istnienie, może spowszednieć. 

powszednieje wszystko. nawet obecność albo jej brak. 
moja obecność. 
jest mi najsmutniej na świecie bo nie umiem poradzić sobie z tymi uczuciami. walka nie musi prowadzić do wygranej. siedzę po środku oceanu, z rozdartą duszą. z rozdartą od zawsze. to dla mnie niebezpieczne uczucia.

śniłam, o mężczyźnie w kapturze. chciał mnie skrzywdzić, nie wiedziałam jak się bronić. wyrwałam mu gardło.

gdzie jest ktoś kto posłucha tych wszystkich rzeczy, okazując pełnię zrozumienia. okazując, że mu zależy. i sam przyjdzie do pokoju samotności, kochając wszystkie oceany, starając się żeby nigdy nie zniknęły. 

może dorosłość nie jest dla mnie. może w ogóle życie.


wtorek, 31 maja 2016

lash.


najgorzej mieć go w dłoni. bicz, w postaci cech osobowości. przeżywanie życia. i uczuć, w których przestało się świecić jak dwa słońca, a stało się dla siebie stosem rózg. kwiat zasechł, został suchy bicz. 


życie to pory roku. zawsze tak wierzyłam. po cięższych czasach, przychodzą nowe. zima w końcu przecież się kończy, tak samo jak wiosna i lato. 


trudniej kiedy przychodzi czas pożegnania kogoś kto od zawsze był wiosną, a najbardziej w świecie latem. czas rozkwitu, zapycha głowę smutkiem. to czas w którym przesypiam znów całe dnie. otwieram oczy i czekam, aż stanie się cud. boję się, że nie podejmuję dobrych decyzji. dobre decyzje nie rozdzierałyby mi serca. im staję się starsza tym liczę że ludzie obok dorastają razem ze mną. zmieniam sytuacje, próbuję się uwolnić, mówić, a oni siedzą w tych schematach swoich głów, i nie odpisują na wiadomości, tak jak robili to od zawsze. tak, jak Kamil. dlatego, podczas ciągłych braków odpowiedzi, nawet jeśli zdecydowałam się zostać sama, uświadomiłam sobie, że ja ciągle jestem sama. on nie wróci, a ja będę umierać w poczuciu samotności. i bycia beznadziejną, na tyle, że nie warto napisać nawet zdania. nawet jeśli łączyło nas wiele lat. i wiele przeżyć. 
nawet jeśli to właśnie ja mogę być najfajniejszą dziewczyną świata. 


próbuję się skupić. 
uwolnienie. uwolnienie. uwolnienie.
i sztuka. 

sobota, 28 maja 2016

water.



krańce świata. wiatry monsunowe. poezje traw. morza. wspaniałe życia. i pożegnania. 

wyskakuję z ciała, tysiąc razy. kruszę się, i oddalam. rodzę w sobie tylko wizje. poruszam się w stu kierunkach jednocześnie. całuję kwiaty, nie zachowuję umiaru. budzę się, znów.



środa, 25 maja 2016

you.



tak na prawdę możesz być każdym. 

możesz śmiać się w tych samych momentach z tych samych rzeczy co ja. możesz być wiosną, albo zimą. możesz wiedzieć, że lubię gotować. i że mam trudność w nawiązywaniu relacji. że mam silne poczucie indywidualności. możesz mieć podobną chemię w głowie. możesz być zawsze sobą. możesz, możesz. obudzić się rano i potrzebować ciągłych zmian, tak jak ja. możesz być wieczornym filmem. i piosenką, którą słucham jadąc tramwajem. 
możesz wiedzieć o mnie wszystko. 

możesz odejść, odjechać. możesz nawet nie powiedzieć ani słowa na dowidzenia. możesz mieć więcej z samotności, niż wszystko co mnie otacza.
 możesz mi nigdy o tym nie powiedzieć, bo nigdy nie porozmawiamy. 



czwartek, 5 maja 2016

white snake.


pływałam w wodzie. jakaś trochę w strachu. wydawał bardzo charakterystyczny dźwięk. żadne inne stworzenie nie  mogło grzechotać tak jak ten wąż. znieruchomiałam, myśląc, że to najlepsze rozwiązanie. takie znałam z opowieści. kiedy pojawia się wąż -nieruchomiej. leżałam udając martwą w bezruchu, w zimnej mętnej wodzie. dopóki nie poczułam jak ciało tego nieludzkiego stworzenia zaczęło niebezpiecznie oplatać się wokół mojego. jak błyskawica przemknęła mi przez głowę myśl, o tym, że leżąc w zimnej jak lód wodzie, mogę być jedynym źródłem ciepła. w kilka sekund decyzja podjęła się jakby sama, o tym że odepchnę węża, narażając się na cios jego jadowitych kłów. ale udało się oswobodziłam się, i jak najszybciej umiałam -odpłynęłam. 

środa, 27 kwietnia 2016

boring.



chodzę po chodnikach tego miasta, samymi znanymi trasami. nieobecnością próbuję wypełnić przestrzenie, które są kompletnie puste. zabrakło mi pomysłów na marzenia. codzienność pozamykanego świata stała się niszcząco męcząca. 
zmęczenie i zdenerwowanie. 
wizja zostawienia całego świata w oddalającym się widoku z okna w pociągu.

nie jest tak jak miało być. szumiące drzewa ucichły. brzydzę się swoim pesymizmem i depresyjnością. dlatego wolę nie odzywać się słowem. 
ciągle jest mi za mało. ciąglę oczekuję za dużo. nie robię się zdrowa. choruję coraz bardziej na uczucia. rozpływam się, istniejąc coraz bardziej bez celu. 
wstydzę się swojego pesymizmu, i depresyjności. szczególnie że nic z tego nie wynika. 


widzę wokół tylko mury, które prowadzą mnie przez życie jakąś drogą, bez kształtu i koloru. 

powtarzalność dobija najbardziej. zero tlenu. zero żywych dusz wokół. i -wśród rozwoju- zastój. 

to smutne, spotykać fajnych ludzi, i być człowiekiem pełnym nudy.

środa, 16 marca 2016

ghosts.



wiesz, kiedy jest się dzieckiem, nie rozumiesz tego co budzi twój strach. nie umiesz tego strachu. nie umiesz go, uciekasz. zawsze uciekasz, w strachu i jakiejś trudnej do opisania nienawiści. boisz się tego wszystkiego co może przynieść życie. jedna sekunda wystarczy, żeby uciec. uciekasz, zanim zrozumiesz, że boisz się tego, że nie masz mocy wobec tego strachu.



wiesz, z życiem przychodzi pogodzenie. znasz strachy, spotykało się je wiele razy, na całej masie rozdroży, które pod nogi podkładało życie. wyskakiwały zza rogu, bez uprzedzenia. jednak mimo strachu, dało się je poobserwować. poznać kolor, kształt, i potwierdzić sobie w głowie. 
"tak, to tego boję się najbardziej na świecie."


wiesz, znając kształt, kolor i smak, udawało się stawić im czoła. odeprzeć atak. pogodzić się z tymi -kiedyś pełnymi nienawiści- kształtami. przeprosić się za niemoc, i zaprosić się do gotowości trwania w mocy. uśpionej. nie takiej która czeka, ale takiej po którą sięga się w odpowiednim momencie bo odłożona jest na półce, której miejsce pamięta się od zawsze do zawsze.


wiesz, przychodzi taki moment, że walka zamienia się w prawdziwe pogodzenie, a dziecinne strachy zamieniają się w dorosłość. nie stajesz do walki, ale do wyborów, co jest ważniejsze, bardziej potrzebne, wybierasz kto jest dla ciebie tym dla którego się poświęcisz i zrobisz wszystko co jest niezbędne. 


wiesz, nagle może okazać się, że zamiast uciekać od strachów, bierzesz je pod rękę, jak dobrego kumpla, znanego od lat. trzęsiesz się w niepewności, ale to ty prowadzisz go tym spacerem. jesteś gotowy, na to, żeby świadomie podjąć wybór, i dokonujesz go. zapraszasz strach, stanowczym "dzieńdobry." zapraszasz tego potwora, z dzieciństwa. 
z kiedyś, dawno do tu, i teraz. 


wiesz, otacza cię niepewność, dłonie trzęsą się jakby zrobione były z galaretki. najważniejsze, że jesteś, nawet mimo tego, że może wydawać się, że nie wiesz co robić. 
że nie wiesz co robisz. mimo tego, że robisz wszystko. najlepiej jak potrafisz, najpilniej jak się tego w życiu przypadkiem nauczyło.


wiesz, zawsze wtedy trafiasz do odpowiedniego świata i miejsca, o odpowiednim czasie. 



wtorek, 15 marca 2016

samesmutki.



chciałabym najbardziej na świecie wejść pod koc. smutki siedziałyby ze mną pod ciepłą warstwą wełny. może wyparowałyby, pierwszy i jedyny raz. mam tylko to jedno życzenie. chciałabym, żeby wszystko dookoła wyparowało razem ze łzami. tyle najsmutniejszych miejsc świata. tyle trudnych momentów. 


jestem siłą. ale muszę pamiętać, że zawsze może być sto razy gorzej. że życie zawsze ma swój własny plan. godzę się, wszystko niechaj dzieje się jak chce. uwalniam energię w kierunku największej opieki jaką kiedykolwiek mogłam roztoczyć nad tym smutnym światem. w pogodzeniu zaczekam, aż zły czas minie. pierwszy raz nie chcę odchodzić, bo wiem że jestem tu potrzebna bardziej niż zwykle. 

szkoda, że nie pamiętam snów. dwa ostatnie tygodnie to czas wielu wizji. chyba świat odwiedzał mnie w podświadomości, again. 

czy jest jakiekolwiek rozwiązanie na życie? szukam odpowiedzi nieprzerwanie od 26 lat. mądrość życia, nigdy nie będzie życiem. a interakcja nie będzie tylko moja. zawsze to życie będzie po drugiej stronie, we mnie i w drugim człowieku. nie ma nudy. lecimy tutaj! zawsze razem, razem w walce, walka bez walki, bez walki totalny nokaut.


buzi w czółko. 

czwartek, 11 lutego 2016

00



boję się, że miłość może być najtrudniejszym wyzwaniem życia. 
dziewczyna północy, od zawsze bała się kochania. 
łatwiej było siedzieć w układach, które się dobrze zna. nie ma zaskoczenia, bo łzy mają dobrze znany smak. te same obrazy mielą się wkoło pozatruwanych myśli.
najtrudniej spotkać kogoś, z kim opadnie dobrze znana kurtyna. 
najpiękniej i najtrudniej. 
na chwilę, mocnym przypływem wraca świadomość istnienia, żeby wyrwać wszystkie myśli. i samotność staje się największą siłą. dzięki niej, oni mają o czym rozmawiać. dwoje, nie więcej.

prawdą jest, że żeby coś mogło zacząć się rodzić, coś musi odejść. i samotność staje się największą siłą, dzięki niej oni mają o czym rozmawiać. odchodzenie, moment kiedy samotność ma najbardziej błyszczące oczy. skrzące się brakiem wiary w przyszłość. i świadomością samotnej drogi, która tylko czeka. moc to głęboki oddech, i decyzja.
o zmianie. 


poszukiwania. otwieranie głowy. nowe. odkrywanie. 


rozglądam się dookoła, i wiem, że czeka na mnie tysiąc dróg. i czuję, że mogłabym mówić, i tworzyć. że moje dłonie kochają wyciągać się w poszukiwaniu. a najbardziej na świecie czekają na odnalezienie. 





MIDNIGHT GIRL. DZIEWCZYNA PÓŁNOCY | 60/80 | ACRYLIC ON CANVAS |
 KRAKÓW |2016





wtorek, 2 lutego 2016

och, nicość.



jeden poemat, o byciu nicością świata. 

jestem córką ziemi i wiatru. spoglądając na niebo marzę, żeby zabrał mnie wiatr. przemieniłabym się w końcu w siebie. nie znam swojego imienia, choć każda z liter byłaby pewnie bezsensem istnienia. zagłuszam tę melodię, zapadając w sen, w którym wytnę w ciele serca. zapamiętam, że kładę się w czerwone prześcieradła, przenikając przez materac. i plamą przesiąkając drewnianą podłogę. obudzę się powietrzem. niesionym przez przydrożne wiatry. zero serc. 
cegły, którymi buduję swoje życie wydają się zbyt ciężkie dla wątłych pleców kwiatu. podtrzymując je, podłamuję liście i lichą gałązkę. 

zero słów. nikogo tu nie ma.



niedziela, 24 stycznia 2016

*




*****************************************************
iloveyoudeepandsnowynight.




niedziela, 17 stycznia 2016

cold me.


4 nad ranem, i otwarte okno. 
wszystko przez delikatnie i - trochę niepewnie- prószący śnieg. 
na taki czekałam całą  dotąd -niby- zimę, która - niby- miała dziać się od miesiąca. 


ślady na śniegu znów stały się wyraźne. 
a śnieg, jest najbielszym jaki do tej pory widziałam. 




środa, 6 stycznia 2016

pokój świateł.




otacza mnie i przenika tylko pustka. w najpiękniejszym miejscu świata jestem sobie właśnie pustką. 
pozbierałam z otaczającego świata wszystko co powinno znaleźć się w pokoju świateł. cieszyłam się tym jak nabierał kształtów i kolorów. pustka -pozornie- zapełniła się. a ciemności rozświetliłam tysiącem świateł. 
najgorzej uświadomić sobie, że pustki nie da się zapełnić najpiękniejszym pokojem świata. ani samotności. 
cieszyłam się w tej małej samotności, dopóki samotność nie odebrała mi radości, a wspaniałe miejsce przestało kojarzyć się ze szczęściem. 




*
nic nigdy nie miało granic. życie od zawsze było procesem. falami oceanu, którym sens nadają przypływy i odpływy. 
nigdy nie byłam na prawdę sama. od zawsze mam swoją parę. 
była i jest nią samotność. 

a wydawało się, że może być jak każdy śnieg, i w końcu się roztopi.


** 
terapię razem ze swoim lekarzem, rozpoczęłam przed miesiącem. jednak proces uzdrowienia rozpoczął się dla mnie zanim zdiagnozowano u mnie słodką chorobę. akceptacją potrafiłam zawsze wyleczyć siebie i swoje życie. i tym zawsze wygrywałam. dlatego przed dwoma miesiącami zdałam sobie sprawę, że jestem na tyle silna i pogodzona, że mogę być już gotowa zapytać życie o kolejny rozdział pod tytułem zdrowie. 


*** 
terapią wspomagającą mój powrót do zdrowia jest homeopatia. podobnym leczymy podobne. dajemy się poznać, opowiadamy o sobie, swoim życiu, podejściu do choroby, wszystkich odczuciach. dajemy się wysłuchać, i poznać. na tyle, żeby udało się poznać co stanowi sedno sprawy. szukamy czegoś w świecie natury co stanowi najlepszy odpowiednik naszych uczuć i wrażeń i cech organizmu. coś co ma podobne właściwości, do tych które nosimy w sobie. zaczynamy przyjmować esencję, w bardzo małych dawkach, czekając aż ciało i dusza dadzą objaw, że reagują. a lek który przyjmujemy jest dla nas właściwy.


****
moim lekiem jest thuja. iglasty krzew, o wysokim poziomie trujących właściwości. ciało zareagowało. pojawiły się bóle głowy. w bardzo trudnych i wycieńczających ciało i duszę bólach określałam je jako gwoździe w głowie. 
przed tygodniem ciało i dusza weszły w fazę pogorszenia. powrócił stan choroby. bardzo wysokie cukry. identyczne do tych z którymi zaczynałam. głowa i duch też reagują, siejąc spustoszenia w codzienności. bóle istnienia, które w tamtym czasie przepełniały moje życie, stały się dziwnie bliskie. złapałam się nawet na wymawianiu takich samych zdań, jak te sprzed lat. to bardzo trudny czas. chyba nie myślałam, że może być aż tak trudny. 


*****
najbardziej bałam się powrotu do stanu choroby. od długiego czasu nie miałam nawet jednej myśli w głowie, sugerującej, że mogę być "chora".
moje życie jest po prostu życiem. 

bałam się i boję. strachów i lęków, które nie istniały od dawna. ale znów pogodnym tonem mówią mi szaleńcze "dzieńdobry". jeśli wszystko ma powrócić, najbardziej boję się, że po raz kolejny stracę wszystko. że wszystko nad czym pracuję pryśnie jak bańka mydlana, a ja obudzę się kompletnie naga, nie poznając fragmentów swojego ciała, ani otaczającej rzeczywistości. 


******
tylko łzy będą wydawać się znajome.