poniedziałek, 27 stycznia 2014

sobota, 18 stycznia 2014

morze.

Kraków.







Tarnów.





kiedyś ciągle czekałam.


2009,
Ada Tomczyk ( wtedy jeszcze nie- Dzikie Kwiaty)
by Kinga Świętek

czwartek, 9 stycznia 2014

hibernacje.

świadomość się otwiera. 
nadeszły zmiany. chyba dopiero teraz zaczęłam zdawać sobie z nich sprawę. 
w ciągu ostatnich trzech miesięcy: listopad, październik, grudzień, nadeszło wszystko na co czekałam przez cały rok. zaczęłam pracę. przeprowadziłam się mniej- więcej na swoje. uczę się ciągle, ciągle nowych rzeczy, nie mówiąc już o tym ile nauczyłam się przez te trzy miesiące. 
ale bieganina, w pracy, w szukaniu mieszkania, w spotkaniach z nowymi ludźmi, świąteczna zawierucha. zajmowało mnie to na tyle intensywnie, że nie zorientowałam się jak wiele się zmieniło. 

nawet nadszedł nowy rok, który zwykle -zawsze- spędzałam w domu. robiąc podsumowanie tego co się wydarzyło. dziękując sobie za kolejny rok. w tym roku, nawet nie kupiłam nowego pamiętnika na urodziny. 

a jednak niesamowicie cieszy mnie to jak spędziłam nadejście nowego roku, ładniejszego sylwestra chyba nie umiałabym wymyślić. nie sądziłam, że pięknych ludzi mogę znowu tak po prostu spotkać. a najpiękniejsze będzie siedzenie przy rozmowie w małym czyimś świecie. niesamowitość życia, obudzić się znowu w nowym miejscu, i spotkać tam znowu bliskich ludzi. 


wszystko to przychodzi do mnie w snach. kładąc się do łóżka wiem, że wyruszam w podróż. 
trzy sny.

I. 
mam wrażenie, że poruszam się bardzo powoli. czuję, że Marek potrafi bardzo szybko biegać. nie wiem dlaczego i jak, ale następuje moment, w którym Marek chwyta mnie za rękę. wtedy świat nabiera prędkości, słońce przyjaźnie mruga, a drzewa szybko szeleszczą. ledwo nadążam za podziwianiem świata, cieni, czując przyjemnie powiewający wiatr we włosach. wtedy to dla mnie tak duże szczęście.


II.
Ormo: 
- Zabijasz?

Ja:
- Już jesteś martwy.


III.
mam wyjść za mąż. za mojego własnego ojca. jestem w połowie swoją mamą, i w połowie sobą. łączą się dwie świadomości, i dwie historie. nie chcę wyjść za swojego ojca, a jednocześnie bardzo interesuje mnie co czuła mama, wychodząc za niego. 
chcę ją poznać z tamtego czasu. chcę ich poznać z tamtego czasu. 
jednocześnie na ratunek przyjeżdża zza granicy, syn byłego chłopaka mojej mamy. syn, który podobnie jak ja, jest też w połowie swoim własnym ojcem. ten mężczyzna jest brazylijczykiem, dokładnie tak samo jak to było w rzeczywistości. mówi mi, o tym, że przyjechał mnie uratować. że to moja jedyna szansa uciec. ponieważ tak naprawdę jesteśmy sobie przeznaczeni. przeżywam okrutny dylemat. rozpoczynają się przygotowania do ślubu. do tego jestem jeszcze w ciąży, tak samo tak 24 lata temu, mama była w ciąży ze mną w brzuchu, w czasie kiedy z tatą zawierali małżeństwo. rozdarcie pomiędzy byciem sobą, a byciem moją własną matką. rozdarcie pomiędzy budowaniem swojej historii, a przebudowywaniem historii rodziców.
zrywam zaręczyny, ślubu nie będzie. postanawiam odejść, bez brazylijczyka, bez mojego taty. 
czuję tylko, że staję się oceanem, a wszystko dookoła staje się spokojne. 

wtorek, 7 stycznia 2014

love.

takie trochę noszę w głowie smutki istnienia. co miesiąc myślę sobie o tym, że chciałabym coś osiągnąć. chciałabym wyjść z siebie, i być kimś więcej niż tylko sobą. tylko ciągle nie umiem znaleźć tej osoby, którą chciałabym się stać.
już sama nie wiem jak się szuka. mam jakąś wadliwą metodę. ciągle trafiam na nieosiągalnych. albo, na takich którzy w gruncie rzeczy zupełnie ani mnie nie widzą, ani nie słyszą. nawet nie poruszam tematu czy "czują". 
to chyba dość żałosne rozpisywać się o tym, że nie umiem znaleźć swojej pary. nie myślę o tym. nie sądzę też, że jest to coś co warunkowałoby moje szczęście. dużo więcej myślę, o relacjach z ludźmi na których mi zależy, na marzeniach o sztuce. na pracy, na refleksji nad sobą. 
ale mam uczucia. dość konkretnie zasypane grubą warstwą śniegu. zastanawiam się czy pod lodem jest szansa na jakiekolwiek ciepło. zdążyłam poranić się mężczyznami w ciągu takiego lodowatego życia.
ciekawe czy oszaleję jeszcze. czy dam komuś oszaleć o mnie. już dawno nie czekam, ani na ideał, ani na kogokolwiek. 

takie smutki styczniowej nocy.

piątek, 3 stycznia 2014

romantyka.

to chyba ten nowy w kalendarzu. 

niepokoje, pytania o czas, i o to jak pogodzić się z przemijaniem. 

nie pisałam wcześniej, od trzech miesięcy, znów mieszkam w Krakowie. zupełnie inaczej widzę to miasto. jakąś grubą linią podzielony jest dla mnie czas. miałam trzy życia. teraz jestem tym trzecim swoim życiem.
ani tam, ani pomiędzy, tylko tu- wyczyszczone, wypłukane. oddzielone. Kraków, ponad Krakowem.

nie pisałam wcześniej, ale od dwóch miesięcy, pracuję. moim azylem od nicnierobienia, zastoju, depresji wakacyjnej, kryzysu jest duża firma odzieżowa. marzyłam, żeby pracować ze sztuką. H&M robi trochę sztukę, a ja jestem częścią tego wszystko, co robimy w krakowskich Bronowicach.

nie pisałam, ale mam 24 lata. to trochę dziwne, myśleć o pewnym wieku, jako o super- dorosłym. a później się w nim znaleźć i mieć tak samo najebane w głowie jak zwykle. liczba, to tylko liczba. nawet chłopaka sobie nie potrafię znaleźć, więc co ja mogę powiedzieć o dorosłości. 

nie pisałam wcześniej, ale już prawie dwa lata odkąd choruję na cukrzycę. przeszłam to, przestałam chorować, naprawdę chorować. chyba zaczęłam po prostu z tym żyć.

nie pisałam wcześniej, ale nadal uwielbiam sztukę. pomimo, że czuję się w niej samotna, i zarazem bardzo bliska. czasem myślę, o moim płótnach jak o mężczyznach. że kocham je nad życie, i tylko z nimi przeżywam prawdziwe chwile, kiedy czuję bijące w szczupłej klatce piersiowej serce. kocham się z nimi. wchodzę na inny poziom odczuwania. nie ma mnie wtedy dla świata, jestem tylko dla nich.
tego życzę sobie na 2014.