piątek, 8 czerwca 2018

live/ leave.

czasem wracają myśli o tym miejscu. czasem wcale nie chciałabym go tak bardzo zaniedbywać.

ostatnim razem kiedy ostatnio tu byłam ciałem i duchem, czułam okrutne unloved. 
mija ponad pół roku od tego momentu, a ja sobie wracam jakby nigdy nic.

to smutne, kiedy otaczający świat tak jasno daje do zrozumienia, że słowo pisane jest tak mało ważne. tylko obrazy, i im łatwiejsze-  tym lepiej. pisać dla nikogo. to chyba jeden z gorszych momentów dla słów i ich twórców. 

nigdy nie wiem na jak długo wracam. ale przyszłam na pewno na ten moment, napić się z sobą kawy. 


życie to dla mnie ciągle zbieranina chwil których sensu nie potrafię zrozumieć, a mimo to próbuję tłumaczyć, tak żeby nadal mieć życiowe cokolwiek. kiedy nikt z nas nie ma tak na prawdę nic. 


wspomniałam o obrazach, to tam zniknęłam na ten dziwny czas. wszystko co działo się w moim niewielkim świecie pokazywałam ukradkiem na instagram.  to tam postanowiłam uruchomić pierwszy projekt "art in progress", składający się z krótkich historii o powstawaniu mojego obrazu. próbuję pokazać każdy etap i moment, tego jak tworzę coś - co mam nadzieję już w nie tak dalekiej przyszłości- będę mogła pokazać szerokiemu gronu, krakowskiego świata. wyrwane z kontekstu dzieło, które tworzy się w miarę upływającego czasu, na oczach internetowej widowni. trochę to dla mnie dziwne pokazywać tak dużo. małe sukcesy, i małe porażki. zastanawianie się nad kolorem i kształtem. pokazywanie między wierszami rozwleczonego czasu tworzenia.
proces trwa już 11 tygodni, podczas gdy obraz jest nadal nie skończony. cała historia będzie miała jeszcze coś do pokazania. nawet jeśli wyjdzie brzydko.


tak, czas mija mi tak bardzo na malarstwie. zawsze próbuję znaleźć nawet najmniejszy moment, ze móc pokazać cokolwiek co dzieje się za tymi szeroko otwartymi oczami. czasu jest niewiele. 

życie  tak bardzo pochłania życie.