czwartek, 30 września 2010

jesienna zawierucha koło ucha.

piosenka wnętrzności wypływających przez oczy.
człowiek czuje się czasem tak małym.


uzupełniam minerały, płyny, oddechy, inspiracje. po wyczerpującej pracy. o zniewalającym efekcie.
witam w moim świecie.
gdzie zawsze jest za mało. gdzie zawsze jest się za małym. przynajmniej kiedy przyjdzie spojrzeć w lustro.
spadek energii po wyczerpującym energię tygodniu artystycznej walki.

taki stan to standard.

coś dzieje w świecie rudości niezwykłości.
z kimś widzę się częściej niż zwykle. kogoś zaproszę tuitam.

:) nigdy nie przypuszczałam, że ktoś obok może tak specyficznie inspirować :)
i jest mi z tym szalenie miło.

pomimo myśli wypływających przez nos, wnętrzności przez oczy, stęchlizn życia osadzonych na czerwonych wypiekach na policzkach.

rozmowy mejlove. piosenka która rozdziera mi klatkę piersiową i dociera prosto do serca.
cieszę się że głowa może jeszcze spuchnąc od myśli.
zbyt ważne żeby zginąć w codzienności. na tyle ważnie aby stać się codziennością.


wtorek, 21 września 2010

wrażeniowości.

już dawno nikt nie zrobił na mnie takiego wrażenia:

niedziela, 12 września 2010

samotności moje.

piosenka wieczoru.
przecież nie słucham sentymentalnych piosenek.
przecież nie czekam.
przecież nie da się mnie zranić tak łatwo. przecież nie zraniłbyś mnie inną kobietą.
nie zraniłbyś mnie.
nie zraniłbyś mnie kojeniem się moją obecnością, której inspirującymi kipiącymi wrażliwością owocami karmiłbyś inną. nie zraniłbyś mnie oddając kobietom swoje niezwykłości wrażliwości.
nie zraniłbyś mnie bo przecież cię nie kocham!

samotności moje.


czwartek, 9 września 2010

wrzesniowy czwartek

piosenka na jesienne wieczory wietrzne przy rudej herbatce i świecach.
oddechem oddycham jednym.
zaczyna się nowy czwartek tych wakacji.
mam ochotę na powiew świeżości, ostatniego tchnienia wakacji, ostatniego oddechu ulatującego w dal ducha tego lata. lezę na łóżku w czerwonych butach.
jutro wracam do miejsca gdzie pachnie ziemia.
pachnie rudość, albo radość. dla mnie może jednym i drugim. bylebym ja zachowała swój zapach.

kolejny uzależniacz blog. kolejne posłowie do mojego życia. kolejny wstęp, rozwiniecie.. dobrze jest mieć coś takiego, takie drobne posłowie.
skupienie inspiracji, słowa, obrazu, wrażenia, i trochę mojego istnienia. blog to fajna sprawa. jeśli tylko wiesz po co, dlaczego, i co ci daje. mi daje. oddech, chwile, wrażenie, tworzenie trochę swojej tożsamości, i wrażenie, sztuczne-niesztuczne, ze ktoś słucha, a jeśli nawet nikt, to ja mogę siebie posłuchać zawsze. i mieć wrażenie, ze świadomie kieruje tym co mnie otacza.

środa, 8 września 2010

wrzesienności.


zupełnie pierwszy września. ruda herbata w kubku obok. masa niedosytów, całe chmary nieskończoności. nienazwane myśli. pierwszowrześniowe. niezłośliwości niezakończone. radości niedotworzone. pustki niewypełnione.
sensu brak, ach sensu. jesienna zawierucha deszczowa. tylko wiatr za oknem i deszcz.
wrzesień drugi.
nocne wyprawy w głąb. chciałabym cię nie poznać, i chciałabym żebyś nie był. wzywającym mnie wiatrem wędrownym. życie, o. życie. w zastanawiający sposób nie dajesz mi się poznać. a wiele czynów rani mnie dogłębnie.
razem z krakowskimi świtami stawałam się coraz piękniejsza. dużo bardziej człowiekiem byłam krakowskimi nocami. niedosypianie.

września trzeci.
nieznośna mucha siedzi mi na czole. chylę się by ją zabić. umiem? tak, umiem. jednak coś trzyma moją dłoń przed morderczym strzałem. strach, że strzelę sobie w głowę. i obudzę się z nieśmiertelnego snu. że zauważę, że nie mucha stanowi problem, nie jest odnóża, ani skrzydła, tylko moja martwa skóra.
strzelam.


ahoj marynarzu, ahoj oleandrem.