środa, 28 grudnia 2011

jezioro.

ciągle jestem Ptasiek.

chociaż wcale nie boje się pofrunąć. nie boję się opuścić klatki.



tymczasem Michał:










w piątek wyjeżdżam w daleką podróż. będę fotografować olsztyńskie kruki, oglądać jeziora i gadać do bladego świtu. wezmę z sobą Sekret, żeby podzielić się nim. będzie to wyjazd z Dylanem, do snów o Dylanie. zgodzę się, żebyś mi poczytał.

niedziela, 25 grudnia 2011

autostradą do sławy.

najszczersze prezenty gwiazdkowe odwiedziły mnie.

... poza tym dziś jest już bardzo stary, ale ciągle ma w oczach coś, w czym - jestem pewna - bez wahania mogłabym się zakochać!!!

piątek, 23 grudnia 2011

jemiół.



w święta wszystkim życzę pięknej jemioły, niezwykłej osoby pod nią, i magicznej chwili, dziejącej się tuż obok.


czasami marzy mi się, że człowiek w szaliku będzie moim bożonarodzeniowym prezentem. i że będzie marzył tylko o chwili pod jemiołą.

very wizard.

brakuje mi piór. potrzebuję lotu. zbieram je, otaczam się nimi, szukam ich w ludziach, przestraszeniach, sztukach.
podróży potrzebuję.
kiedy byłam mała zdarzało się, że wpadł mi w rękę opis mojego znaku zodiaku. pamiętam jak dziś, że Strzelce lubią podróże, aktywne życie, ludzi dookoła. wolność, wolność, wolność. przestrzenie, wiatr, a radość czerpią ze wspinaczki na szczyt.

odczuwam ciągły głód fizyczny i wielki apetyt mentalny. byłam romantyczna, umarłam i czekam na odrodzenie. wypełnia mnie witalność, o której przypomniał mi chyba ten na którego czekałam. śnieg?
bo chyba nie człowiek w szaliku, ze śniegiem na włosach i nosie którego wyczekuję. który od dawna ma przynieść mi kwiaty. tak, kwiaty w zimie. jednak go nie ma. nie mam szansy na nie-rozpoznanie śladów na śniegu, jego kroków. ani szalika na szyi, ani płaszcza. ani obecności wśród mrozu.
wyję jak wilk, rozmawiam z księżycem. w oczach swoich przegląda się moja z wewnątrz siła. wiem że mnie słychać. człowieku kocie, odwiedź mnie, razem napijmy się herbaty.

czwartek, 22 grudnia 2011

talking to a wolves.


tymczasem toczy się życie. po chaosie obrony pracy licencjackiej, osiadam, zaspokajając się myślą, że 4, po pół roku bólów, to coś z czego warto się cieszyć. nienawidzę w sobie tego, że zawsze jest mi za mało.
tym razem, nieważne że zdałam czy też nie. wiem o tym, że stać mnie na więcej, i nie wiem co się stało, że dałam sobie powiedzieć, że umiem tylko na 4.





bardzo chce mi się malować. wszystkie niedokończone płótna zamalowałam. poprawiłam wszystko co miałam kiedyś poprawić. realizuję pomysły na które od dawna nie było czasu. właśnie dziś przyszedł śnieg. mróz pachniał przepięknie. widziałam śliczne drzewo, z pełnymi koloru jabłkami. padał śnieg, a jabłka wypełniały się przeźroczystymi promieniami słońca.
w głowie mam folklor. miłości moje ludowe. właśnie wróciłam z Nowego Sącza. to tam spotkałam pierwszy tej zimy śnieg. czasem mam wrażenie, że pod nim byłoby mi najcieplej.

przed momentem był Kraków. znowu zaczęło się wszystko za czym tęsknię usychając w tej mrocznej wsi. rany, kiedy minęło pół roku, od mojej wyprowadzki z Krakowa? i dlaczego utknęłam w przestrzeni której zupełnie nie potrafię nazwać.



Ada z siostrą Karoliną na "702"

by Rafał Sagan / tfutfu.net




new.


a od niedzieli mam 22 lata.


wtorek, 20 grudnia 2011

czyste.


czyste piękno. baza inspiracji. 
miłości?





piątek, 9 grudnia 2011

tumblr

welcome to tumblr. czyli poznaję nowe nowości coś nowego, zastana jestem w życiu, więc odświeżam, poznaję wszystko co się tylko da.

czwartek, 8 grudnia 2011

person, which really is a rose.





człowiek- róża. akryl na płótnie, jakieś 50 na 70.
person- rose. akrylic on canvas. 50/70.
łaaa nie ma jakości, ale mam dowody na to że ciąglę robię coś.

w czasie w którym mnie nie było odpoczęłam. od wszystkiego, od wszystkich.
wraz z momentem w którym oddałam pracę licencjacką zostałam uwięziona w czasoprzestrzeni. odcięta byłam od internetu. siedziałam w wioseczce, nie wiedząc co się dzieje, czekałam na termin obrony. nie wiedziałam nic. narobiły się zaległości, jednak coś jakby zeszło mi się z pleców. i uwolniła się wena. nareszcie. dwa obrazy w ciągu tygodnia. rzadko bywało żebym malowała w takim tempie. poza tym cała masa pomysłów. na sukienki, spódnice, sama płótnem nabijam blejtramy. i chce mi się jeszcze więcej. porządkuję. oglądam czytam. marzę. MARZĘ znowu marzę, o francuskim, wysokich butach, tańcu współczesnym, Słowiankach. tak marzę o nich znowu! o Krakowie, o Bobie Dylanie. znowu chce mi się notować w pamiętniku, piórem o czarnym atramencie.

niebo jest tak groźnie zachmurzone. słyszę tylko wiatr. szum.

nadal bardzo jestem zakochana w Bobie Dylanie. czekam jednak aż poznam bobadylana mojego życia w moim małym życiu. czytuję Werniks, i stwierdzam, że Wharton to trochę mało.



jestem ciągle w swoim świecie. ale komunikuję. uczę się. mówić, zapomniałam jak to robić. ale uczę się na nowo. jak być w świecie ludzi. jak żyć tu i teraz. coś nowego. łagodniej, bycie łagodniejszą.