czwartek, 24 grudnia 2015

26.



najbardziej dziękuje sobie za miłość, 
i najbardziej jej sobie życzę. 


nie tylko 18 grudnia, każdego kolejnego roku. 
ale codziennie, ponieważ każdy z nas ma urodziny codziennie. 

i codziennie jest święto świata.



1.
w tym roku, happy and merry.
pozamykane drzwi. i decyzje zupełnie inne niż do tej pory.
nadszedł moment, w którym wkurwiły mnie wszystkie złote kręgi, w których siedzę od zawsze. a brak podjętych decyzji i zadanych pytań odcina mnie skutecznie od mojej przyszłości. będę trudna, właśnie skończyłam 26.

2.
urodziny to dzień wspomnień, to dzień dla wszystkich ludzi, którzy ciągle mimochodem chcą powiedzieć cześć, i przypomnieć.
że istniały.



i istnieją.
a najbardziej przyjazne duszki siedzą na lampie- chmurce śniegowej. patrzą na mój pusty pokój, w którym spędzam swoje życie, i chyba puszczają do mnie oko.

3.
zapomniałam dodać, że od miesiąca dzieję się moja terapia wspierająca.
jest ciężko, ponieważ metoda którą wybrałam na tę której dam pomóc się wyleczyć, to z reguły trudne doświadczenie. wprowadzam ciało w stan rozchorowywania się i choroby, poprzez wyjątkowo indywidualnie dobrane leki.
moim lekiem jest thuja.
lekiem, i jednocześnie trucizną.
zdarzają się dni najtrudniejsze ze wszystkich, takich w których nawiedzający mnie ból, jest dużo silniejszy od tego który -jak mam wrażenie- doprowadził mnie do "cukrzycy". nieporównywalnie. boli, jakbym miała gwóźdź w głowie.
zero oczekiwań. tysiąc możliwości. świadomość, że wygrywam codziennie.

4.
jestem ada i płaczę z tęsknoty za śniegiem.

piątek, 4 grudnia 2015

thuja.



otchłanie i przestrzenie.
to nic nie znaczy, że mam na imię ada.
samotność jest zimą.

otchłań i przestrzeń.
poczucie jednej chwili zamkniętej nigdzie.
rozumienie jest jak opieranie się życiu.
bycie sobą ciągle nic nie znaczy.
samotność ratuje od zmroku.
trucizna życia.
czasem, wcale nie warto.



niekończąca się historia oleandra.

poniedziałek, 9 listopada 2015

three weeks.


I.
personality.

moje poczucie wartości szalało, skacząc z wyżyn na pełne rozpaczy dna. 
wpływ na to jak się widzę, ma poczucie czy świat mnie widzi. 
wszystko działo się na obszarze pracy, który niebezpiecznie połączył się ze światem osobistych miłości. i tak wylądowałam w pracy, z jedną z najważniejszych osób mojego świata i życia. trudnym było dla mnie poukładać sobie rozwój zawodowy, a właściwie pauzę, na korzyść tego bardzo ważnego człowieka. nic nie mówiło mi, że chodzi o to, żeby było po równo. mogło skończyć się zakańczaniem etapów życia, i wybieraniem najważniejszego priorytetu, którym zawsze była przyjaźń.


II
travel.

zrobiłam mądrą rzecz. przeczekałam ciężki czas. z namiętną osobowością, pełną przeżywania, ciągłych rozmyślań, zadawaniem sobie pytań, i odpowiadaniem na nie w przeciągu kilku sekund. 
odjechałam z krainy pełnej bóli i żali życia. ciągłego niedocenienia. uczucia braku słuchania. braku kochania. 
dałam porozmawiać ze sobą komuś kto wyjątkowo chciał mnie słuchać. słuchać żeby leczyć. nie wiedziałam czy chcę zostawiać weekend, i wyjechać w podróż na zachód. tak dobrze zrobiłam, że wyjechałam. fizyczna zmiana miejsca przeniosła umysł w nowy świat. nie tak codzienny, szary i zwykły. i przypomniała, że ciągle jestem. nie tylko piękna na zewnątrz, ale w całej duszy.
grunt to odsapnąć, wyjść ze swojego zakurzonego pokoju braku satysfakcji, i wejść w piękny świat kolorowych lampek, rozmów, sztuki. 


III 
healing x Balmain.

uzdrowienie nadeszło samo. pogodzenie życia z życiem. świata ze światem. odsapnięcie i nabranie rozpędu. 
najważniejsze wydarzenie na skalę kraju i świata. jeden dzień mody wyższej niż codzienna. i szereg rozwojowych zadań, o które starałam się przez ostatnie dwa lata życia. przygotowania, razem z człowiekiem, z początku opowieści. w dwójkę działaliśmy wspólnie, pracując na sukces wszystkiego i wszystkich, ale i swój własny.
sukces przyszedł.
 mój (nasz) wymiar został zauważony, a to najwspanialsze uczucie ostatnich dni, ale też całych dwóch lat. wystarczy spotkać na drodze kilka fajnych osób, które zrozumieją popieprzenie i strachy. i popchną w gorącą głęboką wodę. żeby udowodnić ci, że bardzo dobrze umiesz pływać.


sobota, 17 października 2015

another nest.



intensywne przeżywanie życia, to zawsze intensywny sen.

całe stopy obsiadły mi osy. krążyły agresywnie wydając z siebie buzującą złość. 
nie umiałam zareagować i ich odpędzić. stopy mieniły się jaskrawą żółto- czarną plamą. 
chciałam od nich uciec, bo obsiadały mnie jak lep. nie tylko w okolicy stóp. 
chciały całego ciała.  
próbowałam zamknąć przed nimi drzwi, ale cała framuga aż nimi ociekała.
okazało się, że w moim pokoju miałam wygryzioną dziurę w ścianie. a w ścianie całe gniazdo. zamówiłam profesjonalistę, który wciągał owady czymś na kształt odkurzacza. 
zalepiły rurę, wylewając się na zewnątrz. 



środa, 14 października 2015

a queen (warrior).



stoję pośrodku świata i jestem dwiema osobami naraz. 
rozpłynęłam się. 
dobrze, że łzy nie są koloru czerwonego. 
stałabym tymi obcymi stopami w tej czerwonej kałuży. 
chcę się oddalić od czerwonych myśli na kilometr. 
zamknęłam się w klatce, której pręty boleśnie mnie poraniły.
marzę, żeby ciało przestało istnieć. 
te same rany, level up.

czy da się wycofać, i wygrać?

nie mam wyjścia niż zostawić się na pastwę losu. 
 z odłamków posklejanych w grudy łez, znów stworzę swoją zbroję. 
największy i najsłabszy rycerz- dziewczyna całego świata.


królowa zawsze była wojownikiem.


poniedziałek, 12 października 2015

snowday.


mówią, że przyjdzie jutro i będzie obecny całym dniem. 
nie jestem gotowa, wiem o tym. 
nie miałam czasu pożegnać poprzedniego. 
a mój nastrój nie umie znaleźć miejsca w żadnej piosence. 


mimo, że czuję się rozbita, tym niespodziewanym spotkaniem, założę najpiękniejszą sukienkę.

ciesze się. 

wyczekując poranka. momentu kiedy powiemy sobie chłodne "dzieńdobry". 



całe życie czekam na śnieg. 



każdego roku największą na magię ma dla mnie nadchodzący pierwszy śnieg.
czekam białych obłoków, którymi dam otoczyć się jak kocem.

naprędce żegnam cudowne lato. 
pełne duszności, tysiąca słońc, każdej ciepłej rzeki.


moja dusza jest zimą.


wtorek, 6 października 2015

in.




jestem bluszczem rozkwitającym nad twoją skronią.




czwartek, 24 września 2015

historia śnienia.



miewam śnienia. znowu.



odkąd w czasie poprzedzającym diagnozę śniłam sny najstraszniejsze na świecie. o oczach wyrastających mi z biodra. opętaniach. kobietach o wężowych twarzach, złych mocach wokół mnie, o tym, że jestem niewidomą. 
przestałam śnić. 
bardzo silnie połączyłam te nocne wizje -wyjątkowo przerażające- z tym, że każda sfera mojego życia i przestrzeni w ciele i duszy krzyczała, że nie jest dobrze. 


sny kojarzą mi się z tym, że nie jest dobrze. 
(mimo, że wydaje się, że jest cudnie)


najbardziej się tego boję, że nie jest dobrze, i że ja nic nie widzę. żyję, z kompletnymi brakami przystosowania. i nadwrażliwością. i nie wiem jak bardzo wszystko dookoła robi mi krzywdę.


zanim zaczęło dziać się źle, byłam silnie związana ze swoją psyche. której z radością potrafiłam się przyglądać w obrazach sennych. tak wiele radości dawało mi zasypianie i zatapianie się w samodzielnie nieświadomie wymyślanych historiach.
później sny zaczęły siać tylko wątpliwości, zastanowienia. dużo strachu. uczuć których nigdy już nie chcę przeżywać. z pełną świadomością zamienię, świat marzeń na świat spokoju.

i tak powstała moja blokada. później zdarzały się sny, tylko w czasie w którym przyjmowałam leki homeopatyczne, które miały uspokoić mój stan po okresie powrotu do zdrowia i pogodzić mnie z  moimi snami. 
nie przestałam się bać. stan TU poprawił się, przeżyłam wszystko. ale nigdy nie wróciłam do siebie w czasie snu.



omijam się jak największe zło. w obawie, że to lustro znów mi powie, że nie mam co żyć, bo znów robię sobie źle.

tymczasem -ostatnio- znowu miałam sny. najlepiej pamiętam sen w którym pojawił się krokodyl. widziałam go jako małego, niewiele większego od mojego małego palca. był zieloniutki, i troszkę słodki. dopóki nie postanowiłam się zbliżyć. rzucił się na mój mały palec, cały się w nim zatapiając. gdy próbował połknąć cały mój malutki paluszek u dłoni, pogryzł mnie okrutnie. mój palec znajdował się chyba jednocześnie w jego przełyku i żołądku, rozciągając się po całej długości jego ciała. krokodyla udało się pozbyć dopiero po wyszarpaniu go. taki mały palec - pomyślałam- tak mały krokodyl, a tak okrutnie bolało.

to tylko kawałek tego co nawiedza mnie w snach. rozpierdalając każdą moją spójną cześć na milion kryształów. tak się dzieje, kiedy najlepszy przyjaciel- czas na regenerację, odpoczynek, czas dla siebie, zamieni się w głęboki ocean obaw.


śniłam też o Marku. najbliższym człowieku mojego świata. o haśle "golden circle", o tym, że szłam całe życie po to, żeby dojść do punktu w którym jestem teraz. że to jest mój "golden circle". 
jak powiedziały dziś internety to trzy hasła: 
WHAT, HOW, WHY.
nie znałam ich znaczenia nigdy wcześniej.

 ktoś miał mi opowiedzieć po co to wszystko. 
ale ktoś inny absolutnie nie chciał do tego dopuścić.
i zadzwonił budzik, 5:41.


na samym początku dobrze mówili, żeby nie jeść jabłka. skończy się błogostan nieświadomości, kurtyna opadnie, pokaże się wszystko, i tak wielkie nic. odnajdziesz tylko lustro, które pokaże, że nie ma nic poza tym co w lustrze. zawsze w swoim życiu, ciągle sobą, samemu. 
lepiej się pooszukiwać.





niedziela, 13 września 2015

unpublished.







 







           




























ada unpublished.

2011- 2013

Adam Orłamowski | Magda Pietruszka | Michał Lichtański | Joanna Sobesto | Rafał Karcz | Damian Łukasz | Roman Kownacki 

sobota, 12 września 2015

biglines.


to nic, że codziennie zastanawiasz się co założyć. to przecież tak nieważna rzecz w świecie twojej codzienności. przecież nie pracujesz w miejscu, w którym każdy widzi cię i w domysłach ocenia. 


domysły to najgorsza rzecz świata. 


najgorzej określić się, wybrać jeden kolor. najgorzej, kiedy ma się w sobie milion kolorów. i każdy dość mocno uświadomiony. najgorzej, kiedy dużo rzeczy jest mocno świadomych. nie ma dnia bez myślenia. a życie nie biegnie, a toczy się mozolnie, jak nadchodząca burza. 


 słychać każdy grzmot, i widać każdy błysk. 


najgorzej poradzić sobie z myślami o tym, że ludzie oceniają. najgorzej jeśli ten strach, to pierwszy czynnik decyzyjny. nieważne czy chodzi o krój zakładanych spodni, czy ich kolor. najgorzej zaczynać podejmowanie wyborów mając w głowie głośne słowa otoczenia. 


one istnieją -tylko- w tej małej mojej głowie. 


szukam recepty, żeby wyciszyć wszystkie głosy. najwięcej już zrobiłam, wzięłam swoją mądrość, pokochałam.


 tak czuję. 


przecież pozwala mi ona pływać w życiu, jak w dobrze znanej rzece. ze świadomością, że żadnej rzeki nigdy nikomu nie uda się poznać. 


i wiem, że to na tym polega sztuka pływania. 

_______________________________________________
myśli. myśli. myśli.


wyłączyć je.
 raz.

środa, 19 sierpnia 2015

a story.



usiadłam wtedy nad rzeką.
ciemną nocą. 
oglądałam szkliste, błyszczące się fale.

kiedyś w końcu, odważę się. i skoczę do rzeki. 
dotknę jej twardego dna, opuszkami delikatnych palców.
utonę, a fala zaniesie mnie w głąb.


___________________________________________


A STORY | 60/80 | ACRYLIC ON CANVAS | KRAKÓW | 2015





                                 








.

środa, 12 sierpnia 2015

tent.



spotkałeś kiedyś wakacje swojego lata, w jednym dniu?
na takie wakacje czeka się cały rok. wypatruje się ich w pierwszych promieniach słońca. 
i pamięta, do samego środka zimy. 
stałam się rzeką, kiedy on był słońcem. 


są ludzie, którzy pomimo otaczającego ich deszczu, przywożą z sobą najcieplejsze słońce.
ciekawym byłoby nauczyć się jaśnieć w takim rzadko spotykanym słońcu.

co lato zmieniam się i ja i on. więcej znamy wyrazów. więcej światów umiemy sobie opowiedzieć. 
każdego roku rzeka jest inna, a słońce nigdy nie świeci takim samym blaskiem. 

_________________________________________________________________


czasem, tak jak dziś, myślę, że wakacje mogłyby trwać cały rok. 
najbardziej chciałabym nad rzekę pojechać zimą. 
zobaczyć taflę lodu, na której odbija się każdy promień najważniejszego słońca.


_________________________________________________________________


will you be my BOKKA?






czwartek, 6 sierpnia 2015

monsoon.



powroty. powroty. potwory.

przychodzisz słonecznego poranka, jakby nigdy nic. rozwalasz wszystko co czuję, i czym układam sobie życie. mimowolnie włączam sentymentalne piosenki. słucham ich z czułością, rozkładając, rozpływając się do reszty. staję się mgłą, której nie widziałam od miesięcy. i burzą, zupełnie inną niż wszystkie tegorocznego lata.




życie to powroty.
wszystkiego.

to nic, że przychodzisz. odejdziesz, jak każda noc i dzień. i wrócisz. choćbyś zapewniał siebie, że nigdy więcej tak nie będzie, Wspomnieniu.




_________________________________________________________________


insecurities. najmocniej odczuwane w możliwościach. rozwój znaczy wstawać i robić. to co do tej pory niezrobione, to co niedokonane. ale nie dokonałam, bo nie umiałam. boję się, bo może pora mi się nauczyć?




_________________________________________________________________




szybciej pożegnam pewne miejsce. dużo szybciej niż przypuszczałam. codzienność, która dotykała mnie tym miejscem przestaje istnieć. zażegnałam uczucia, kojarzące się z tym miejscem. a miejsce stało się po prostu codziennością. przepiękne pożegnanie. ahoj, Kluczborska. 

obiecałam sobie, że kolejne moje miejsce postanowię znaleźć w innym mieście. zbyt wiele jednak łączy mnie z Krakowem. zbyt mocno kocham jesienną mgłę roztaczającą się nad jego widokiem. zbyt mocno kocham ludzi, żeby ich porzucić. 

i wiarę, że to miejsce, może i chce, dać mi nowe możliwości, a miłości czekają, ukryte w każdym promieniu słońca, i w każdej mijanej kamienicy. 




niedziela, 26 lipca 2015

fullmoon.






moje piękne, najpiekniejsze wakacje.

więcej: 


poniedziałek, 6 lipca 2015

róże.



czy da się zaradzić na przewlekłe, przenikliwe poczucie osamotnienia?

łzy o 4 nad ranem. tysiąc wypalonych papierosów. podrapana z kipiącej wściekłości- bezradności buzia?




samotność i cisza?





piątek, 3 lipca 2015

powroty III.



zdarzają się gorsze dni. słońce przytłacza jasnością, a życie tym, że sie toczy. 
piszę to, siedząc w najdziwniejszym miejscu świata.


wracam w miejsca, które znaczyły kiedyś bardzo dużo. 
nieprzepracowane lekcje, które przypominają o sobie, przy każdym spojrzeniu za okno. 
Kraków najdziwniejszym miastem świata, a mój świat, najdziwniejszy ze wszystkich. 



prawie rok temu, wróciłam na Rondo Grzegórzeckie. dwa dni temu znów je pożegnałam. historie, które działy się w tym magicznym miejscu, nadal potrafią otoczyć mnie niezrozumiałą mgłą magii i tajemniczności. 
pogodziłam się z codziennością tego miejsca, i odeszłam.


na Kluczborską. rzeczywistość nie daje mi spać. kiedyś miejsce z najważniejszym człowiekiem tamtego czasu, tamtego życia, mija trzeci dzień, a mnie tu nie ma. głową jestem chyba ciągle w tamtym czasie, tamtym życiu. znów mam codzienność, która potrafi rozchwiać najbardziej poukładane myśli. 
Kluczborska znaczyła kiedyś zbyt wiele. mimo, że od ponad roku jestem zdecydowanie pożegnana, marzę o pogodzeniu się z tym miejscem, żeby w końcu je opuścić.





czasem wydaje mi się, że nie umiem żyć, w tym świecie, który tworzę swoim życiem. ludźmi, których do niego zapraszam, lub wpuszczam, swoimi przeżyciami, i cicho śpiącą nadwrażliwością, którą jak bestią atakuję się, robiać sobie wiele krzywdy. 

wtorek, 30 czerwca 2015

nowanoc.


boję się zasnąć. obudzę się w miejscu, którego zupełnie nie znam. otoczą mnie puste ściany, i dźwięki o których dotąd nie miałam pojęcia. wszystko wydaje się być łatwiejsze, kiedy planuje się to, z własnego, znanego świata. z łóźka ścielonego codziennie w taki sam sposób. 
spakowane walizki i pudła. pożegnanie ze znanym światem, i przebudzenie.

tylko dusza zdaje się być tą samą. 
kiedy wszystko dookoła tak inne.


woda pod prysznicem wydaje się być tak obca, że nie pomaga się umyć i oczyścić. 
najtrudniejszy czas, to czas przyzwyczajania. do pozostawienia za sobą czasu, uczuć, życia.

i zapamiętywanie, że herbata jest w górej szafce. 



gaszę światło i wiem, że jestem w najdziwniejszym miejscu świata.

środa, 17 czerwca 2015

egida.

dziś jest dzień w którym znów zatęskniłam za Tarnowem.

 pustym pokojem, pustym światem, pustą ścianą.


czasem spędzonym w inkubatorze życia. 
rozpoczynającą się przygodą życia, potocznie nazywaną "cukrzycą".
miałam w sobie wtedy tak wiele obaw. to dziwne, ale oczuwam tamten czas tylko poprzez poczucie nadchodzącej przygody.

i ani jednej łzy. 
ani jednej łzy już nie czuję, choć dobrze pamiętam ich ilość.


cały Tarnów tworzył we mnie tak silne poczucie dziejącego się we mnie życia. 
to jedno z najpiękniejszych uczuć świata, wiedzieć, że nie ma się już na nic wpływu, że życie znalazło własną drogę. znalazło dziś i właśnie we mnie.

spokój dotykający moje dłonie. pewność podejmowanych decyzji. samotynych wieczorów. 
samotności, w formie najpiękniejszej i najbardziej twórczej.
to w gruncie rzeczy coś cudownego stać się dzieckiem, i znów odczuwać życie na bardzo głębokim poziomie. przyswajając każdym zmysłem, i na żadnym centymetrze ciała nie czuć poczucia winy.


_________
przede mną znów pożegnanie dotychczasowego życia. uzbrajam się w pewność siebie i życia. 
pewność decyzji. 

jedynym strachem we mnie jest przyzwyczajanie do nowej przestrzeni.
usłyszenie nowego miejsca. zaprzyjaźnienie z szelestami, stukaniem, ludźmi wydającymi dźwięki dookoła. 
najważniejsze to nie bać się żadnego dźwięku. poczuć, że miejsce też żyje, a jego życie to coś co mi nie zagraża.
powracam do nowego, nieznanego domu.
spotkam znów zupelnie puste ściany.

a mam nad sobą najmocniejszą z sił. tą która wypływa ze mnie.



ahoj przygodo!

1 lipca piję kawę w nowym miejscu.


niedziela, 7 czerwca 2015

trust me.




milczenie i cisza to siły umiejące zabić każdą miłość.





zbyt wiele myśli osiada mi na skroniach, powieki zdają się być zbyt cieżkie od myśli. oczy odmawiają widzenia, spoglądanie zbyt trudne. otaczam sie mgłą, zakładam płaszcz utkany z braku zrozumienia. wcale przyswajanie. szum wiatru uspokaja złe sny. świat nie ma dla mnie ani jednego "kocham cię". leżę przesiąkajac przez lóżko. rozsypuje się ścianami. wypełniam się burzami. pada we mnie słony deszcz, raniąc mnie wewnętrznie. kleję się do mijającego czasu. magia dzieli sie przez dwa. a ja robie sobie bóle brzucha.

niedziela, 3 maja 2015

maje.

najgłupiej zapomnieć się wśród ludzi. zapomnieć o samotności. wspiąć się na szczyt, i spaść z niego, w otchłań, którą każdy sam sobie tworzy. 
ciałem, umysłem, byciem. 

przecież budzimy się w swoich ciałach i umysłach. we własnych życiach. nadchodzą wiosny i mijają maje. z ludźmi i bez nich. 
pamietać o samotności, wśród ludzi i bez nich. pamiętać o tym, że tak samo jak ja, wszyscy obok są w rzeczywistości sami. przewrotność losów: wszyscy zostaniemy kiedyś sami. a każdy z nas odwiedzi to samo miejsce.


każdy maj, każdy inny.
 setki spojrzeń, milion snów. jedno odbicie w lustrze. błądzę wzrokiem po szklistym niebie. nie ma mnie wśród drzew. ale one kwitną. szukają kogoś kto zabłądzi i obudzi się wśrodku kolorowego lasu. czekają wszystkich oprócz mnie. 
nie chcę nawet patrzeć. pamięć mnie zawodzi i wzrok. 
przestaję cokolwiek wiedzieć. 
jestem w lesie nieswojego życia. 


________________

spotkajmy się na środku świata.


sobota, 25 kwietnia 2015

man.

o tym myślę.

przecież tylko przekładam ubrania. składam w kostki, w rzędy. zawieszam na wieszaki i roznoszę na miejsca. odwracam z lewej strony na prawą. 
porządkuję je. 


ale nie interesują mnie damskie. oglądam - tak na prawdę- tylko męskie. 

wyobrażam sobie, kto je zakłada. jaki byłby człowiek wybierający akurat ten typ, kolor, rozmiar, fakturę. 

\marzę.


o mężczyźnie którego zapach pozostaje na kołnierzyku mierzonej koszuli.

piątek, 10 kwietnia 2015

lasy.



mam w sobie tysiąc przesileń. tysiąc wojen. tysiąc ogni w różnych kolorach. 
jestem poetką i szamanką. jedyne słowa jakie znam są w języku duszy. 

nie budzę się ze snów. popadam w ciągle nowe. 
siedzę pośrodku jeziora, ale nie dostrzegam nic oprócz wody, która mnie otacza. 

tak jak tysiąc przesileń. i tysiąc wojen. 


zatraciłam w sobie wszystkie drogi. 
dookoła tysiąc oczu.
oczu, które zdają się być lustrami.


wołam się ze skraju lasu, nie umiejąc się dosłyszeć.

czwartek, 19 marca 2015

play.

wszystko o czym myślę, jest nieprawdą. snem zamkniętym w klatce. butelką bez dna. wiecznym niedobudzeniem.


szukam komunikatu, którym chciałabym podzielić się ze światem. czuję wszystkie kolory, nie potrafiąc wybrać ani jednego. "nie wiem" to ciągłe bezpieczeństwo szukania drogi. to ciągła podróż, która nigdy ma się nie kończyć. zero spokoju, zero decyzji. 

milion szklanych kloszy, żeby przetrwać życie.
podczas, gdy "nie wiem" jak je przetrwać.

sobota, 14 marca 2015

new me.









style: Monika Rakoczy

hair: Marek Czepczor

MUA: Olha Aleksandrenko

photo: Emil Kołodziej


niedziela, 8 marca 2015

sky is the limit.

powracam ze światów, które nie istniały. 




2009 


przeglądałam ostatnio swoje wszystkie światy. wracały w formie zdjęć, starych profili na zapomnianych portalach, nagrywanych kiedyś filmach, i w zapomnianych piosenkach. patrzyłam kim byłam wtedy, i zastanawiałam się nad uczuciem, które mam w sobie od czasu w którym zachorowałam, a które ciągle - od 3 lat- mnie dotyka.
to uczucie głębokiej niespójności mojego wewnętrznego świata z rzeczywistością. nie zgadzam się na czas, w którym jestem. nie uznaję go. wierzę, że przecież Życie, dotyczyło mnie zanim zachorowałam. zanim nadeszła cukrzyca, byłam najszczerzej uśmiechnięta. nawet kiedy już chorowałam, w niewiedzy dostrzegałam słońce, które zagadkowo puszczało do mnie oko.  

i tak czułam tamten czas. sprzed cukrzycy.

teraz, kiedy cały tamten świat na spokojnie do siebie dopuszczam i nareszcie pozwalam sobie na małe podsumowanie, okazało się, że przestałam widzieć ten uśmiech, który wydawał mi się wtedy obecny. nie czuję, żeby tylko wtedy słońce puszczało do mnie oko. czuję coś piękniejszego.

i widzę, że dziś jestem w swoim najszczęśliwszym czasie. mimo, że wierzę, że każdy czas, który uświadamiamy sobie jako "dziś", czy dzieje się przed trzema laty czy właśnie teraz, to jest to po prostu najszczęśliwszy czas. doroślejsza, decydująca, mówiąca, kochająca, żyjąca i oddychająca. to zawsze byłam ja, ale teraz nabrało to mocy w postaci decyzji, i wszystkiego co dzieje się dookoła. chyba nawet różne myśli, nie są w stanie zatrzeć tego wrażenia, najbardziej szczerego i szczęśliwego uśmiechu, który dzielę z ludźmi, których kocham. 





miło(ści).


całowałam go jak nie ja. mocno i pewnie. nie pytając o nic, nie czekając. żadnego gestu nie potrzebowałam. potwierdzania. prowadziłam go po świecie jego ciała. wiedziałam, że chcemy tego samego. tym razem, nie bałam się pokazać, że potrzebuję równie mocno. 
centymetry skóry. w kierunku duszy. poznawane centymetrami skóry. i duszą. 
wszystko czym był świat, było nim. 
 gdy ja stawałam się dla niego tylko niebem. 

 wiosna nadchodziła najdrobniejszym pocałunkiem. 





jakaś cząstka zimy budzi mnie z każdego takiego snu.
przypominając mi, że od dawna nie widzę tego, o którym tak mocno czasem śnię.

piątek, 13 lutego 2015

raspberries and tears.



pamiętam o jakich światach marzyłam będąc małą dziewczynką. 


wymyślałam im nazwy, zmieniały się ich geograficzne odległości. a mimo to, wszystkie światy były jednym, najbardziej idealnym i najbardziej moim. a wszystkie ich cechy miały znaczyć podobnie.
zapomniałam tylko o tym, że pochodzę z zupełnie innego świata. tego, o którym się marzy, żeby go zapomnieć. przeżywam kolorowe chwile w kolorowych światach, ale chory świat z którego pochodzę, najbardziej do mnie pasuje, i najlepiej go znam. w końcu budzę się w szarościach poprzedniego świata, szukając po omacku utraconego. 

i odnajduje się. nie świat, ale ja. tak na prawdę jestem szara, tak samo jak świat w którym żyję.