niedziela, 27 listopada 2011

szyba.

czasem kiedy słyszę dziki wędrowny wiatr, który nagle za oknem niespokojnie zaszumi. mam w sobie duże pragnienie żeby porwał mnie z sobą. żebym nie musiała dłużej męczyć się za szyba obserwując go. tylko mogła zatańczyć razem.
uczyłam się tak wielu języków, i ciągle czuje się niezrozumiana.

taniec, malarstwo, handmade, poezje, pozowanie. język polski, angielski, francuski.
albo nie umiem mówić. albo jestem ze świata którego nie rozumieją ludzie.

środa, 23 listopada 2011

człowiek- róża.





z pełną odpowiedzialnością. wróciłam do 20 lat wstecz i w każdej sekundzie przeżywałam po kolei każdy dzień. jeszcze dwa tygodnie, przeżywania mojego życia etap po etapie. dwa tygodnie przede mną. walki z moim światem. a to dopiero trzeci dzień.
mam świadomość tego że mogę wrócić do ludzi, tak samo jak mogę zniknąć. wszystko co wyszło spod dywanu, może zrobić mi największą krzywdę. ale tak musiało być. inaczej krzywdę zrobię sobie sama, w swojej nieświadomości. wszystkie kształty są wyraźniejsze niż dotąd.

kiedyś tak dogłębnie na wylot przeszył mnie mój własny wzrok. który chciał tylko jednego. uciekłam z tamtej chwili do swojego świata. tamto spojrzenie wróciło, jeszcze mocnej, jeszcze wyraźniej jeszcze bardziej boli. chciałabym żeby zniknął w niepamięci rozmów. i odczuwania. że to co było, warto wypłakać, wycierpieć. i stać się na nowo słońcem, które wstaje rano każdego dnia i chce świecić dla świata.


środa, 16 listopada 2011

zimmer.

noc w noc Dylan. dzień w dzień Dylan.
słuchuję.


co noc od tygodnia mi się śni.
codziennie, o tym myślę.
czytuję.


w przedziwny sposób rozumiem tę wrażliwość. może jest tak, że faktycznie spotykamy się gdzieś wcześniej i zupełnie o tym nie pamiętając, rozumiemy się. już w innym miejscu, o innych twarzach, i osobowościach. ale to ciągle my. te same dusze, duszyczki. które mimo, że nie spotkały się nigdy wcześniej wiedzą o sobie więcej, niż ktokolwiek inny.
w moim przypadku jest parę takich wrażliwości, które od zawsze chciałam zrozumieć. ale wiedziałam, że muszę zaczekać. dziś najbardziej na świecie fascynuje mnie bob dylan.
chociaż beczy jak koza.
poza tym dziś jest już bardzo stary. ale ciągle ma w oczach coś, w czym - jestem pewna- bez wahania mogłabym się zakochać.




oprócz tego z życia mojej wsi, burzonko 150-letniego budynku.
baru POD DASZKIEM:







poniedziałek, 14 listopada 2011

buzia

googleanalytics powiedziało mi, że w ramach mojego portfolio na carbonmade, najczęściej odwiedzanym projektem nie jest ani projekt Interiority, ani Dzikie Kwiaty, ani Between, nie też moja twórczość handmade.
co wobec tego najchętniej jest oglądane przez moich fanów? moja buzia, moje ciało!
gratulacje więc dla fotografów którzy przyczynili się do stworzenia zestawu pięknych zdjęć mojej twarzy, która jak zwykle zakrywa coś jak dla mnie ważniejszego.


dziękuję. lepiej być nie może.

środa, 9 listopada 2011

mało.


szamanizm.
prawie z nieba, a może z chmur, spadła mi wejściówka na Heimę. dokumentalny materiał ze spontanicznej trasy koncertowej Sigur Rós.

zasiadałam w fotelu. i czułam, że wyruszamy w podróż. czułam, że nie będziemy się do siebie odzywać przez cały czas trwania filmu. że nic nie wyciągnie nas z tego świata.

i tak było. słowem nie da się opisać wrażenia tego jednego wieczoru. cały seans siedziałam bez myśli w głowie. było tylko odczuwanie. wszystkiego. bogactwa w obrazy, w doskonałą jakość muzyki, osobowość, w niezwykłość i magię. wszystko jakby działo się tuż obok za rogiem.
po wyjściu chce się wszystkiego, i nie ma rzeczy nie możliwych. zarażona jestem szczęściem. korzenne pachnące dźwięki łagodnej i żywiołowej, chłodnej, dudniąco- bębniącej Islandii. przewodnik muzyczny po wrażliwości świata.

esencję Islandii sączyłam 2 godziny. a kiedy obudziłam się ze snu, wystarczyło jedno słowo: mało.
w kinie wszystko dwa razy bardziej. dwa razy bardziej.
smak, to całość. mogłabym smakować. smakować.
smakować, wszystkim co mam.
w muzyce słuchać szumu wody. każdy oddech kamienia. słowa słońca dwa. przemijający czas. kształt wieczności.
Heima zabrała mnie do jakiegoś pierwotnego miejsca. mogłam spotkać się z sobą i porozmawiać nie używając żadnego języka.
czy to możliwe, żeby mówić bez słowa. żeby myśleć bez myśli?

częściej.

piątek, 4 listopada 2011

czarymary



nowości w twórczości.
broszka, wzór: koraliki na druciku, na podstawie filcowej, o średnicy 5cm. a brooch, pattern: beads on wire, on the basis of felt with a diameter of 5cm.


czarymarykoszmatyićmy.


środa, 2 listopada 2011

gubię.

to ciężkie kiedy jedyną osobą która cię rozumie jesteś ty. to ciężkie kiedy tylko tobie podoba się twoja sztuka. to ciężkie kiedy uratowała cię z otchłani nadzieja na komunikację z ludźmi. kiedy podążasz za nią. wierzysz w nią. i budzisz się, a jesteś sam pośród swojego świata. a kiedy spałeś też nie było nikogo.

w tej samej chwili w której człowiek przestaje umieć mówić zaczyna rodzić się w nim sztuka.


wtorek, 1 listopada 2011

ø





nareszcie jarzębina, finally rowan. acrylic on canvas, 50/70, Otfinów 2011


tymczasem Sącz był, całkiem Nowy.


miejscem spotkania Łodzi i norweskiej Utoyi, jest Nowy Sącz. tutaj udało mi się zobaczyć ekspresyjną wystawę niezwykle inspirującego artysty Teodora Durskiego.
"Utøya" to nadmiernie żywe kolorystycznie grafiki, wykonane w technice serigrafii (sitodruk), oraz obrazy płócienne pokryte akrylowymi wizjami. podobno kontrowersyjne. jednak wrażenia i słowa jakie pojawiały się i iskrzyły do mnie spod głębin twórczości, mogę określić jako oszałamiające. to niezwykłe, że tajemnice czyichś wrażliwości mogą mówić tak bogatym językiem, nie używając jednego nawet zdania. a słowa zamknięte są w ramach brzegów płócien, druków graficznych i barw. duże wrażenie. w Utøyi widzianej oczami Durskiego zatrzymałam się na dużo dłużej, niż zwykle.