środa, 31 października 2012

wróciłam.

tydzień na Kopernika. odżyłam, ozdrowiałam, odpoczęłam. obudziłam się. postanawiam podjąć decyzje. decydować. wybierać. odczuwać. 

wydaje mi się, że wszystko po mnie widać. każde uczucie, każde wspomnienie, każdy najmniejszy strach. wydaje mi się, że ludzie o tym wiedzą, że wszystko to wycieka mi jakimś dziwnym sposobem. ale tak nie jest. nikt nigdy nie umiał mi czytać w myślach. i dobrze. 
jednocześnie wiem, że bardzo bardzo wiele relacji przepadło mi. bo nie umiałam, wielu rzeczy nie umiałam. ani wyrazić ani pokazać. chociaż doskonale wiedziałam co czuję i o czym marzę. 

z takiego miejsca jak Kraków, śnieg wydaje się być najpiękniejszy na świecie.

strachy zakopałam głęboko w ziemi. flaki mam zdrowe, tylko ta mała, kochana, bezbronna trzustka. kiedyś ją namaluję. 
wierzę, że i ona kiedyś odzyska siły i wróci z urlopu. 


moja trzustka znajduje się na górze, to taki wężyk, cienki w prawym górnym boku, i rozszerzający się ku dołowi- kierując się w prawo. 

poniedziałek, 22 października 2012

a very lover.

dzieńdobry, czy mogłaby pani wypisać mi receptę na poukładanie sobie życia, na zmniejszenie ilości codziennego płaczu?

z poniedziałkowym zachodem słońca, odwiedzę jednego z moich kochanków. najwierniejszego. tego o najdłuższym, z adą, stażu. 
kiedyś byliśmy szczęśliwie zakochani. dziś umiemy spotkać się tylko na chwilę, oddając się sobie w całości. i rozstać, zniknąć. intensywnie żyjąc tylko bez siebie. czuję ogromną tęsknotę, którą ukoję najbliższym tygodniem. żałuję, że spędzimy z sobą tylko ten jeden tydzień. chociaż czuję jakbyśmy wracali do siebie, już na zawsze. to będzie jeden tydzień z mojego drogocennego życia, w którym będziemy razem i osobno. spotkamy się w nowym moim wymiarze. 

kiedyś potrafiłam tylko niszczyć się. niszczyć się Tobą. teraz przez tydzień będziesz mnie uzdrawiał.
Krakowie, tak bardzo tęsknię.

nie podejrzewałam, że wizja pobytu w szpitalu będzie wywoływała u mnie miłe uczucia. to jak fetysz. na myśl o pobieraniu krwi robię się dziwnie podniecona. będę miała tydzień dla siebie, ciebie, was. czekałam mocno na tą datę, w której słońce i księżyc odwiedzą mnie jak starzy przyjaciele. przestanę śnić o skorpionach w mojej głowie. a może nie obudzę się wcale. i tego równie mocno się boję. że wyjdę ze szpitala jako ktoś kogo zupełnie nie znam.
tydzień bardzo słodki tydzień. z badaniami. wykładami, szkoleniami. w jednym z najlepszych szpitali. a wydawałoby się, że jadę na Kremerowską, bo kolejny krakowski tydzień czeka żeby go przeżyć. a wydawałoby się, że mamy się spotkać, chociaż nie widziałam cię, już od miesięcy.


mam tylko jedno pytanie, kiedy wszystko przestanie być dla mnie jak sen? przecież nie pora umierać! 

sobota, 13 października 2012

trzy skrajności.




illustration to a poem






"a poem" acrylic on canvas by Ada Tomczyk, Tarnów 08. 10. 2012

wtorek, 9 października 2012

czwartek, 4 października 2012

a poem.

the house of northern lights
mościce walk home
czy to gwiazdy czy spadające liście z drzew?
of the hardest dimension fog
wildflowersness

you will never be an oleander any more
kiedyś patrzyło na nas to samo słońce
szept do ucha mystic baby
zatracam się w szklistym niebie oceanu

czekolada zwana insuliną
kisses from a diary

mama dzwoni a ja naga przecież w domu
pure intense very ready lips
hard lines

zapis jednego spaceru. a w ciągu dnia w mojej głowie rodzi się dziesiątki takich zdań, albo pojedynczych słów. oderwanych od kontekstu, sytuacji, rzeczywistości. często nie wiem co znaczą. dopiero później okazuje się że "hard lines" znaczy "pech".
to tak jakbym dostawała listy bez adresu, ani znaczka, żadnej daty. spaceruję i słyszę jakby ktoś czytał fragmenty takich listów. niezależności języka. od zawsze myślałam w dwóch, prawie jednocześnie, bardziej niż na zmianę.