środa, 31 sierpnia 2011

dayblog

z okazji dnia bloga polecam:

Artystyczny świat pełen niezwykłości. Dziewczyna jest dla mnie mega. Ma przepiękny i przedziwny świat który wciąga mnie, i nie chce puścić. Wszystko co pokazuje w swojej przestrzeni jest spójne, otoczone magią i grozą. Zawsze odkrywam w niej, w jej twórczości coś nowego. Charbage miażdży mnie swoją niezwykłością. Jest jedną osobą którą nazwać mogę moją prawdziwą inspiracją.

Zdjęcia pana Jana pobudzają mnie. Zdjęciami Jan opowiada historie małych ludzkich dzikości. Gdzie natura z ciałem łączy się i przenika. Pan Jan ma wrażliwość niebezpieczną, niepoukładaną, cielesną, i bardzo intensywną. Lepiej jednak obejrzeć, słowem ciężko mi wytłumaczyć co widzę w przypadku twórczości Słowaka Jana Duriny.

Zdjęcia Michała wydają się być robione z pewnego dystansu. Nie dystansu w fizycznym wymiarze pojęcia, ale trochę z punktu emocji.
Dozowanie odczuć, i ich pełna świadomość- z tym kojarzy mi się ten blog.
Zdjęcia jakie tworzy bardzo do mnie przemawiają. Jednak dodatkowego znaczenia nadają zdjęciom podpisy.

Układają się poszczególne sensy, najzwyklejszych "niby" zdjęć. Tworzą się tak jakby trochę pewne historie, pod płaszczem świadomości wymykają się odczucia.

Małgorzata lata dostępna na blogger.com. Gosia ma dla nas inspirujące motywy. Przedziwnie poskładane zdania, ładną sympatyczną kreskę. Póki co blogspot Gosi się rozrasta, a po więcej twórczości Cynamonowej można śmiało sięgać na digarcie, albo na jej dawnym fotoblogu.
Bardzo lubię jak Gosia rymuje.

Z Jackiem łączy mnie przedziwna historia. O mojej Pani choreograf z poprzedniego zespołu w którym tańczyłam, zawsze krążyły plotki, i nie wiadomo było jaka historia z jej życia była prawdziwa. Wiadomo było jednak, że Pani choreograf ma bardzo ekscentrycznego wnuka, o wielkim talencie, starszym ode mnie zaledwie o 2 lata.
Po latach stwierdziliśmy, że warto byłoby się poznać. Twórczość Jacka nie pasuje do mojej wrażliwości, mimo to uważam, że jest zajebisty! po prostu zajebisty.

very suffocated.

wydaje mi się, że spaceruję przez las. jest ciemny. w mroku dostrzegam tylko zarys roślin jakie mnie otaczają. trawa jest tak miękka! boję się, i czuję się bezpieczna. odczuwam na przemian w jednej chwili. nie widzę nic prócz zarysów i cieni, tego co mogłoby zacząć do mnie szeptać. a wszystko blaskiem skrzy się srebrnego księżyca. to tylko połysk. czuję stopy i delikatnie otaczający mnie wiatr.
ziemia pachnie do mnie tuż spod mokrej trawy.
wychodzę na polanę. tak naprawdę chodziłam po własnym ogrodzie.

piątek, 26 sierpnia 2011

list w butelce.

Człowiek naraża się na łzy, gdy raz pozwoli się oswoić.

Powinienem był osądzać ją na podstawie czynów, a nie słów. Odurzała mnie wonią, rozjaśniała mnie od środka. Za nim nie powinienem był uciekać. Powinienem był odgadnąć, ile czułości kryje się za jej drobnymi sztuczkami. Kwiaty są tak pełne sprzeczności! Ale ja byłem jeszcze za młody na to, żeby umieć ją kochać.

K*

mieszkałam w najsmutniejszym miejscu na świecie. każdego dnia nieświadomie otwierałam nową przegródkę w skrzynce pocztowej, gdyby ktoś chciał napisać list. świat w którym mieszkałam był zamknięty, i odizolowany. po pewnym czasie, kiedy nikt nie przysyłał żadnego listu, przestałam sprawdzać przegródki. jednocześnie ciągle otwierałam nowe- zupełnie nie wiedząc. ponad pół roku temu wyprowadziłam się z tamtego miejsca. zapomniałam o nim, jednak wczoraj zupełnie przypadkowo postanowiłam zajrzeć do środka. od razu moją uwagę przykuła skrzynka pocztowa. i niezauważane wcześniej przegródki na listy. w jednej z nich znalazłam coś niezwykłego. list jakby w butelce. wysłany został rok temu.
napisał go do mnie Mały Książe.


czasem zwykły przypadek może zmienić wszystko.


tak naprawdę sprawdzałam statystki Google dla mojego aktualnego bloga. nie wiem dlaczego, chyba z czystej ciekawości udałam się do mojego poprzedniego bloga, o którego istnieniu już praktycznie zapomniałam. najsmutniejszego bloga na świecie. przy jednym wpisie, widniał napis którego wcześniej nigdy nie zauważyłam:
liczba komentarzy: 1
ktoś napisał coś wyjątkowego. odczytałam o jeden rok za późno.

czwartek, 25 sierpnia 2011

a.

podróżuję ze słowami, spaceruję z nimi po lesie. w cieniu leszczyny, delikatna rośnie trawa. prowadzę się po świecie tajemnicy.
to już półtora miesiąca odkąd siedzę w domu. mam poczucie, że nie zrobiłam zupełnie nic. marzyłam o brzozach i odpoczynku. mam wrażenie, że dając rozwijać się wrażliwości, kojąc emocjonalność rozhukaną, zawaliłam swoje życie. myślenie. mam wszechogarniające poczucie bezsensu istnienia.

przy zachodzie słońca siedzę przed domem. mam mokre włosy, trawa jest cieplutka, a komary nie gryzą w ogóle. delikatny wiatr przypomina o zbliżającej się drobnymi krokami jesieni.

bez sztuki umarłabym. dla mnie morderstwem na mnie, byłoby odebranie mi sztuki.

syrena. szamanka. gwiazda. kobieta-wilk. driada. czarownica. kobieta renesansu.
a może najzwyklejsza w świecie ada?

wtorek, 23 sierpnia 2011

driada.

jadę w tramwaju. bardzo kocham to miasto. cały pośpiech życia, płynące myśli spacerujące, sytuacje nieogarniające inspirujące, picie upadlające kojące. wszystko dzieje się tutaj, w miejscu. w którym kończy się moja głowa marzeniowa. a zaczyna świat w którym realnie możemy się spotkać.
tutaj, kurwa to tutaj.


spaceruję po ściernisku. mam bose stopy.
idę trochę w stronę słońca.
wyszłam na chwilę, zerwać tylko słonecznik. sycę się zachodzącym słońcem. wędruję jakby gdzieś dalej. widzę tylko chmury, a pod stopami kuje mnie niemiłosiernie.

doszłam do granicy pola. kusząco kukurydza tańczy z wiatrem i słońcem. dziś na kolację ugotuję kukurydzę. jeszcze tylko raz spojrzę w niebo. i uświadomię sobie piękno chwili w której jestem.


po nocach dręczą mnie komary. krwiożerczo krążą w okolicy moich skroni. czekam aby je ustrzelić, każdego po kolei.


duszę się od braku tlenu. jest obrzydliwie gorąco. roztapiam się w każdym westchnieniu. czuję się pobrudzona jakby swoją własną skórą. powietrze mnie dusi i więzi. czekam żeby ukoić swoją udręczoną skórę.

śnią mi się puenty. tańce, ruch i muzyka. to ja tańczę, to ja daję miotać się muzyce. muzyka jest jak woda. trochę wydaje mi się, że pływam, w tej melodyjnie sunącej gdzieś w głębinach wodzie.
widzę tylko blask. i niebieskie puenty, w których chodzę po domu, jak w pantoflach.

jestem nad wodą. mam kapelusz słomkowy, i kostium granatowy w białe kropki.

rozpuszczam włosy, kapelusz odkładam na koc. zanurzam się. bez bólu i myśli, do chłodnej lekkiej wody, która wydaje się być zimniejszą niż kiedykolwiek dotąd.
nurkuję do świata gdzie jestem sama. tak sama, że wydaje mi się, że jestem tam ze sobą, tuż obok siebie płynę. jak Syrena. ku słońcu spod powierzchni wody. zamieniam się w kobietę- drzewo i wyrastam wysoko ponad chmury.


spędzamy razem całe dnie. myślę o marzeniach. o ich realizacji, i o tym jak wewnętrznie płonę by malować. dogadujemy się czytając sobie w myślach. balkonu będzie mi brakować, balkonu!

niby nie dzieje się nic. wszystko dzieje się po kolei. na tydzień mama moja zostawia dom, razem z synem wyjeżdża w podróż dookoła Włoch. na miesiąc siostra moja wyjeżdża, żeby wrócić wtedy do Krakowa. zostaję trochę sama. chociaż tylu ludzi obok.

wiem, doskonale wiem. wewnętrznie wiem czego chcę, i co będzie dobre. cokolwiek to jest. JEST!

środa, 10 sierpnia 2011

nebula.

chciałabym mieć świadomość tego, że w moim małym wewnętrznym świecie może zdarzyć się wszystko. bo pełna jestem cudów.

film o pięknej śmierci. śmierci świecącej jak mgławica. o źródle życia, które nigdy nie umiera. podróżuje w czasie, rodząc się na nowo.
zastanawiałam się nad tym skąd może pochodzić moje wewnętrzne źródło. czy to nie jest tak, że pewne osoby rozpoznajemy na swojej drodze. może rozpoznajemy ich wewnętrzne źródło.
myślałam nad tym dlaczego pewne osoby rozpoznaję, gdzieś jakby spod skóry, z wnętrza i dna oceanu. przez delikatną mgłę.
czasem rozpoznaję ludzi poprzez ich wrażliwość. nie wiedząc kim są. coś jednak ciągnie. i kiedy najbardziej chce to powstrzymać, najgłębiej odczuwam potrzebę poznania. ludzie z przeszłości, muzycy, malarze, poeci.
kiedyś w taki sposób zrozumiałam Sylvię Plath.

daję sobie prawo do pochmurnych dni. do grubych swetrów, szalików, i ciepłej z miodem herbaty. jestem człowiekiem jesieni i zim. postacią ukrytą w szumiących liściach drzewa, w mroku zimowej nocy. w pierwszym jesiennym deszczu, pierwszym śniegu, w najzieleńszej wiosennej trawie, i parzącym słońcu lata.

wtorek, 9 sierpnia 2011

lu.

nie jestem zabiciem czasu.

słowem chcę się dziś uspokoić.
dwie rzeczywistości. poszukiwanie dwóch światów.
jeden jest tym który czuję gdzieś pod skórą. który powtarza mi, że wszystko co może wydawać mi się niepotrzebne w moim życiu, prowadzi mnie.
tak bardzo chciałabym, żeby wewnętrzne źródło odżyło w mojej duszy. żebym mogła sycić nim ludzi obok, bo to dzięki nim nadal tu jestem. i mam siłę na każdy kolejny oddech.
nie dostrzegam codzienności jaką dają mi ludzie. ale to oni. wiem o tym. ci których miałam spotkać.
po co i dokąd idę?
do miejsca które jest domem i źródłem.

sobota, 6 sierpnia 2011

golden cage.

małymi krokami wychodzę ze szczerozłotej klatki. klatka nie chce mnie puścić, ale nie chce też trzymać. wydaje się być oburzona tym, że chce mi się uciekać, tym że mogę przestać być jej własnością niemą. klatka wydaje się być oburzona tym, że ada chce i ma prawo do tego żeby mówić.
jest piękna, złota, radzi ze wszystkim, i jest najcudowniejszą klatką na świecie, nie ma innej takiej klatki. nigdzie. to nic że więzi, jest przecież taka złota.
nowe otoczenie sprawiło, że zweryfikowałam co dla mnie znaczy "złoty", jaka "klatka" nie daje mi swobodnie fruwać w przestworzach tego świata. szczerze mówiąc wcale nie przepadam za złotym, nie przepadam za klatkami, kocham za to skrzydła. nie lubię sama się ogłuszać i odbierać sobie mowę. będę mówić wobec tego, bo świat zacznie mówić za mnie, a nie koniecznie musi czuć własnie tak jak ja.
widzę coś innego, ale mam wrażenie, że klatka umie być niezwykła. pewnie nawet jest, ale nie chce tego okazywać. przynajmniej w wymiarze mojej osoby. nie umie mnie zatrzymać albo nie chce. a ja naprawdę wychodzę z tej klatki.
zastanawiam się czy klatka w ogóle istnieje. albo czy czuje bicie serca albo mój oddech na pozłacanych prętach. wydaje się, że nie ma jej tak do końca. albo zaciska oczy i zęby, żeby nie można było wyczuć jej obecności.
nie czuję, a tak szalenie pociągające są dla mnie namiętności i odczuwanie!


robi się dziwnie. i zarazem odżywczo. chcę odetchnąć. i nie mam ochoty już się starać. nie o to. zapomniałam o sobie, i o tym co kocham. stopniowo uchodziło ze mnie powietrze. i jak flak postanowiłam wybrać się w pewną podróż. wróciłam z niej, spacerując na boso wśród traw. pośród nadmiernego zapachu sierpnia. ściernisku, twardej, przesuszonej ziemi, dałam poranić moją skórę. mocno oddzierał się zeschłych uczuć naskórek spod moich stóp. wróciłam poraniona z tej podróży, i tak jakby narodziłam się trochę na nowo.

czwartek, 4 sierpnia 2011

kolorowe kino filmownia.









przyszłe kolorowe otfinowskie kino. filmownia.
moc i magia.
pora na estetyczną dewastację tego miejsca.

wtorek, 2 sierpnia 2011

space.






czasami w najcieplejszym lata dniu, marzy się najbielszy w zimie śnieg.

sometimes in the warmest summer day, i dream about the most white winter snow.

painting by Ada Tomczyk, acrylic on canvas 50/70, Otfinów 2011.


is that really my space? feels like someone has stolen my world, the essence of my world, and identify with it, without any rights. it's a kind of true, because during living in home, everything seems to be common. but it is not. I am completely different, and everything that creates in my head belongs to me. dziwi mnie to. ponieważ nikt nie mówi o tym, że jestem interesująca. tymczasem mam wrażenie, że krążę wśród głów i umysłów. tych daleko i tych najbliżej. czasem warto powiedzieć komuś, że jest interesujący. bo w którymś momencie tej osobie może się przestać cokolwiek chcieć. i nie będzie ani wrażliwości ani dostępu do tego co mogłoby wydawać się interesujące.
próbuję pogodzić się z czasem i tym, że jestem w domu po to by coś robić. nie może to być spanie, malowanie, uczenie się. sprzątać, zajmować się bratem, którego kocham, lecz któremu zakleiłabym taśmą buzię. po to aby osiągnąć choćby 2 minuty wyciszenia.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

sometimes.


inspiruje się zupełnie nieznanym dotąd tchnieniem wiatru. do paru rzeczy przyznaję się przed sobą. myślę też nad zmianą. bardzo chciałabym coś zmienić. myślałam, że będę tęsknić za krakowem, ale to co czuję to wcale nie tęsknota. chętnie porzuciłabym kraków. na plecy założyła plecak i bez słowa, z kwiatkiem we włosach, i muzyką szumiącej trawy, wyjechała. bez mrugnięcia okiem. z siłą, którą powoli znowu dopuszczam do głosu.
czerwone drzwi kuszą, czuję jak rozwija się moja w nich wewnętrzność. piękniejsza od jakiejkolwiek innej wewnętrzności, w jakiejkolwiek chwili. płonę wewnętrznie trochę i tym samym wyglądam jak kwiat.
bogate myśli mam. pomysłów, trochę więcej niż zwykle. tak naprawdę wiele więcej. opowiadam o swoich wrażliwościach wewnętrznościach. szykuję się, by wybuchnąć dzikością i słodyczą w jednej chwili.