sobota, 25 lutego 2012

spacer.

wrzący sok popijam własnymi łzami.


wydaje mi się, że widzę Cię siedzącego przy drinku, ubranego elegancko. wyglądasz młodo, jesteś szczupły, zdrowy. jakiś czas temu zapuściłeś bokobrody, urosły teraz bujnie.
patrzysz na zdjęcie, pogodnej hipiski w długiej spódnicy, z kręconymi jasnymi włosami i łagodnym uśmiechem.
na kolanach masz swojego przyjaciela, psa. ma błyszczące futerko, śliczną obrożę, i uradowaną minę. chciałby zjeść mlecznego loda, albo cukierka czekoladowego, bo takie lubi najbardziej.


najlepiej pamiętam lody Panda.


ostatni październik. stoję na drabinie. zrywam winogrona. są takie żółto-zielone. mam na sobie pomarańczową chustkę. uśmiecham się, i cieszę. tłumaczysz mi że nie możesz zjeść winogron, które zrywam, dlatego wszystko muszę zabrać do domu. obiecuję przynieść Ci brzoskwinie albo kwiaty do wazonu.
robię zdjęcia. stara Practica. zastanawiasz się czemu i po co fotografuję tą starą, brzydką chałupę. jest bielona na niebiesko, nie ma podłogi, jest tylko glina. cała porośnięta winogronem albo pędami bluszczu.
- Dziecko, po co Ci to?
- Dziadziu, przecież to Twój rodzinny dom!

wtedy widzieliśmy się ostatnio. ostatni raz.
a w środę, ostatni raz pójdziemy na spacer.

sobota, 18 lutego 2012

słyszą.




minęło mi tych parę dni pod znakiem choroby. zaczęło się w ostatni weekend. duża gorączka, ból gardła, osłabienie całego organizmu. nie wiedziałam dlaczego, przecież wszystko zaczyna się pięknie układać. przeziębienie to moment w którym człowiek nie ma oparcia w bliskich, kiedy nie dają mu ciepła i ciało zaczyna zauważać zewnętrzny chłód, i reaguje. ból gardła, pojawia się kiedy mówimy, ale nie słuchają nas. słyszą ale nie słuchają. są ale tak jakby w ogóle ich nie było. nas też wtedy nie ma chociaż, bardzo chcemy być.
podobnie stało się ze mną i moimi potrzebami. miałam ich wiele, i mówiłam o nich. wystarczyło, że ktoś nie dość, że nie chciał tego słuchać, to nie potrafił wyczuć zachowania które zaspokoiłoby moje potrzeby. bo każdy człowiek ma wielką potrzebę rozmowy, ja taką miałam, zauważenia tego, że przede wszystkim jestem bardzo mocno odczuwającym człowiekiem, podzieleniem się tym co widzę i tym co słyszę.

powoli udaje mi się wyjść z tego przeziębienia. powoli zaczynam być słuchana.





sztuko czekam na Ciebie tak bardzo mocno!

poniedziałek, 6 lutego 2012

wrzątek.

chciałabym być twarda jak skała. iść przez życie tak jak dotąd, odważnie, wierząc, że wszystko się uda. słuchać pogodnych piosenek. osiągać wszystko o czym marzę. spotykać się z ludźmi.


kochać nowe krakowskie miejsce. i stan ducha w jakim jestem. pożegnać wszystko co jak widmo wraca do mnie zarówno na jawie jak i we śnie. przemówić sobie, że dzisiaj jestem innym człowiekiem, niż pół roku temu, kiedy wyprowadzałam się z Krakowa. że ludzie obok też są inni, że wszystko tak bardzo się zmieniło. tak łatwo codziennie tracę wiarę.

Kraków wydaje się być niezmieniony. wszystkie ulice są na miejscu. budynki stoją tam gdzie stały. jednak jest w nich coś innego. albo to ja tak bardzo się zmieniłam od tamtej pory. nic mnie tu nie trzyma. ani szkoła, ani taniec. ani dom, praca, czy cokolwiek innego. dlaczego tak bardzo chciałam tu wrócić, i dlaczego wszystko okazało się być inne niż w czasie w którym zostawiłam to miasto?

lata temu przyjechałam tu bo chciałam spróbować i poznać magiczny świat jakim był dla mnie Kraków. jaki poznawałam za każdym razem kiedy oglądałam go na Twoich zdjęciach. wtedy wydawał mi się jeszcze piękniejszy, bo był żywy, tak samo jak Ty. gotowy żeby Cię poznać.
dziś czuję się jakbym została tu trochę sama. chociaż dookoła są przecież ludzie, Ty też przecież jesteś.

mój własny Kraków przywitał mnie tak samo jak pożegnał. wtedy przeżywałam samotność i strach. siedziałam w ciemnym pokoju, w pustym mieszkaniu. dziś jest to samo. płonęłam jasnym ogniem cały poprzedni rok. teraz zamarzam, dosłownie i w przenośni. ale jest we mnie iskra małego płomienia, że znowu się rozgrzeję. i znowu zacznę świecić.

w pierwszą noc, mojego nowego miejsca w Krakowie, przed snem rozmawiałam chyba z Bogiem, którego nazwałam Pradawną Siłą. tak bardzo chciałam usłyszeć, że wszystko dzieje się dobrze, że muszę tylko uporządkować parę rzeczy, i powoli, krok po kroku stawać na nogi. przecież mam ludzi którzy mnie kochają obok siebie. przecież nikt nie da mi odejść, uschnąć tak jak kwiat.
wtedy w nocy, po intensywnym odczuwaniu, śnił mi się ktoś bliski.

ktoś, kto w mojej wyobraźni czekał na mnie w Krakowie. i zapraszał mnie do niego zdjęciami, zupełnie o tym nie wiedząc. ktoś kto podobnie jak ja, wiele odczuwa. więcej niż ten jeden świat.
w tym śnie usłyszałam od niego, że nade mną czuwa. że nawet jeśli jest z innymi ludźmi, pamięta o mnie i chce żebym ja odczuwała, że jest. na jakiś innym poziomie, ale jest. usłyszałam też, że moje postępowanie które czasem, na pierwszy rzut mojego oka wydaje mi się być głupim, wcale takie nie jest. że wszystko jest po coś, i że w moim świecie nie ma głupot. bo w szerszym wymiarze decyduje za mnie, jakaś wewnętrzna mądrość, która płynie z miejsca, o którym tak niewiele wiem. choć bardzo mocno czuję je spod skóry.



tak się czuję.



new york.


nareszcie udało mi się poznać Dylana.

sobota, 4 lutego 2012

maj.


choć wcale nie nadszedł maj, drzewa zakwitły. zupełnie na biało, na bladoniebieskim niebie. nie zauważyłam żadnego nawet kwiatu. chociaż wszystko kwitnie dookoła. kwiaty oglądam przez okno, a cienie motyli budzą mnie ze snu.
ani nie nadszedł maj, ani nic nie jest poukładane. chcę w swoim krakowskim pokoju mieć pełno kotar, kurtyn, obrazów, świec, piór, książek, pięknej energii, i odczucia, że mi dobrze. pomysłów i haczyka na ścianę. trochę aparatów, muzyki. farb, pudełeczek. i tamburyn.

chcę też mieć poczucie, że czuwasz nade mną, nawet kiedy nie ma Cię obok. i że nic co robię nie jest głupie.