środa, 5 maja 2021

n-arcy.

kiedyś pewnie przyjdzie dzień. w którym opowiem światu trochę bardziej o tym co stało się w moim życiu. o tym co usłyszałam kiedy zadałam swojemu światu i życiu pytanie: 

2020? 

usłyszałam, poczułam i przeżyłam. 

przeżywam. ten rok się nie skończył. tak samo jak nigdy nie skończyło się moje dzieciństwo. 

strachy z szafy szczerze pierwszy raz postanowiłam po prostu zobaczyć. zamiast jak zwykle zamykać im drzwi przed nosem, czekając aż się wkurwią do tego stopnia, że drzwi wyważą. i z wściekłością napadną a mnie rozrywając moje ciało i duszę na milion kawałków. (własny) wkurw/smutek/ żal.

wchłaniać, czuć, wypłakać, przeprocesować. spychologia umysłu straciła wszystkie dotychczasowe możliwości i umiejętności. ile będzie trzeba tyle czasu zostanę poza umysłem, poza światem, tak żeby dać sobie czas. 

wszystkie płaszczyzny się zachwiały. poziom serca, duszy, ciała i umysłu. nie ma poziomów, jestem tylko ja. 


trudno mi się zrozumieć. trudno mi zrozumieć ludzi. reakcyjność i poziom metafizyki, chemii uczuć, energetyki. wiedziałam, że pod każdą codzienną powierzchnią coś jest. wiedziałam, że jest dla mnie prawda. czułam ją. 

wiem, i czuję. 

życie absolutnie nie jest takie jak się wydaje. moja ogromna wrażliwość pozwala mi rozumieć coraz więcej. bardzo chciałabym skoordynować wszystko co wiem, wszystkie prawdy które poznałam z tym kim jestem. i z tym jak i co czuję. 

nigdy nie myślałam o życiu płytko, jednokierunkowo. ani o żadnym człowieku którego spotkałam na swojej drodze. nawet jeśli to dusza, która jest stracona. dusza człowieka upadłego, której miłość nigdy nie uzdrowi. nie myślałam płytko o żadnej relacji- ani tej która dotyczyła mnie ani nikogo innego. nigdy. 

wszystko czego się nauczyłam w trakcie tego najtrudniejszego roku w moim życiu, to fakt że relacje to ZAWSZE zbiór układów i sił, spotkanie- reprezentowanie, i absolutnie żadne z tych spotkań nie wydarza się przypadkowo. gramy w grę, mamy tyle żyć, ile potrzeba żeby w końcu przejść poziom. dobrze znam sytuację w której ludzie i życia zataczają koła, zmieniają się twarze, ale zachowania po prostu się powtarzają. najłatwiej utrzymywać się w marzeniowości, zamykać wszystko w otchłani niepamięci, udawać i okłamywać siebie, że jest inaczej niż jest. i nie ma w tym nic złego. każdy ma swoje sposoby, dokładnie takie jakich potrzebuje. ja słucham muzyki, próbuję malować obrazy, podpijam się, głównie po to żeby kiedyś w końcu zasnąć. nie śpię od roku. nie śpię bo wrażliwość nie daje mi spać. a przyklejony energetycznie skurwiel zamiast oddać mi miłość, ciągnie ze mnie metafizyczne siły. pewnie mu smakują moje łzy. cieszy się, że upadłam, z miłości upadłam. i mogłabym niżej. nawet to planowałam, i myślę że na to pytanie odpowie mi 2021. gdzie jest życie, prawdziwsze od bycia posiłkiem upadłej duszy. jestem silniejsza niż to, a najlepsze co mogłam dla siebie zrobić to nie pojechać do Warszawy. 

dużo myślę, i potrzebuję ukojenia. niechętnie ale wiem, że tego potrzebuję. spotkać wszystkich skurwieli swojego życia po raz ostatni. i zrobię to, jasną dłonią zaznaczę, że już nigdy żaden z nich nie podejdzie bliżej. zabieram ze swoją odpowiedzialnością wszystko to na co się godziłam, a każdy z nich niech zabierze to co mi zrobił, jak źle mnie potraktował. każdy z nich zostanie z tym co ma, z każdą sekundą swojej własnej odpowiedzialności. może trzeba przypłacić to nawet życiem. ale czasem to jedyne rozwiązanie żeby i postawić i zburzyć mury. a może wystarczy czas. każdy i tak spotka to/ co /kogo ma spotkać. 

_______________________________________________________

żeby sadysta mógł robić to co robi- potrzebny jest masochista. 

łatwo stać się jedną z dwóch ról, będąc po jednej stronie,

 balansuje się na krawędzi tej drugiej.