czwartek, 2 grudnia 2010

prawdziwie 2grudnia

z wczorajszego wpisu, zostalo mi tylko rozczarowanie. czytałam jak rok temu udało mi sie dostać do "S łowianek". Jak wiele to znaczy, że mam na to odwagę. Że chciałabym tak bardzo kiedyś zainspirować kogoś, dać mu szanse na podróż do innego świata. Że najważniejsze dla mnie jest się uczyć. Zapomniałam, że najważniejsza jest w tym wszystkim pokora. Bałam się okropnie bałam tych prób które nastały. Dziewczynka z małego świata gdzie jest się nikim myślała, że kurwa. otwarte serce, głowa, trochę pokory i garść chęci wystarczą, żeby być kimś więcej.
najgorsze jest to, że we własnych oczach tracę najwięcej.
dziś Słowianki zapraszają mnie do grupy dla słabszych. Przez to, że tyle serca w to wkładam to tak bardzo boli.
nękają mnie sny koszmary. nie wiem co się dzieje. czy mam się czegoś bać? oszaleję, oszaleję.
życie wypada mi z rąk. może pora zastanowić się czy warto było wychodzić z małego pokoju. nie wiem co zrobię. nie wiem czy dalej mi się cokolwiek chce. czy ja sobie myślałam, że coś dla tych Słowianek znaczę? To jest branża, tutaj liczy się twarz, umiejętności techniczne., przepychanie łokciami, podkładanie nóg. Bo najważniejsza jest przecież scena. Z dobrym sercem to Ty dziewczynko wracaj do swojego małego świata. W moim świecie liczy się coś więcej niż scena.

nigdy tu nie pasowałam.

pissed off very much*

2 grudnia ubiegłego roku.
to już ponad rok od kąd ja tutaj.
"waiting to download: Johnny Cash- walk the line- soundtrack.
pissed off very much.
whole day was one of the most crazy for long time. I don't know what energy made that but while standing in Tarnów, waiting for bus home, my high school teacher came. Yes, we recognized each other.
-Grzesiek
-Ada
27 year_old teacher. rather high-school friend than teacher. he learned us polish and literature. very crazy. we've talked. very inspirating person, working with children, he is loving his work and what he is doing. I"ve seen it in the school, I should have told him about it, but I didn't. How I liked the lessons, how inspirating he was than and how he is still.
he is an inspirator of theatre, of local leaders academy and of creativity in our region. He told me to come to work with him.
maybe someday :)
very positive, very, especially because he came just to talk to me :)
in my room started some revolutions. my parents want to buy me and my sister new bed. yes "bed" not two beds, but only one. for me and her* for me 20, and her 17. hahahahah we will sleep together :/ :/ fuck*
unfortunately they forget to ask me, of what I think about whole idea, even when it's going about MY room.
being an adult is so nice. when you can choose which colour do you like, with who you want to met. my parents forget I am 20. forget I have sth to tell them.
even didn't asked about fucking colour of that fucking bed*.
it's time to go from here. it's no place to me in that home.
it's very sad. it is. because my home will be there forever. it's so sad I won't have place for me, or rather there won't be "my" place and place "I like".
Tomorrow Ewa. The day after tomorrow training. Have I told you "Słowianki" can fuck me out of group? Yes, they can. But it's ok, I gave right to myself of not being perfect. I felt much better when I realized that I am not a ballerina- yes, they expect it from me, but I came there to learn, so I will learn how to be a ballerina :) it's ok am not perfect.
mr Grzesiu teacher told me, how courageous I am to go there, from little village to the real world of dance, with a smile on my face and opened heart. He promissed to tell my first dancing mistress. It's great I would -so much- like to hear sometime, that a part of my hobby-love that I gave to somebody , that I am inspirating, that someone saw what I love to do and get the energy to try it for himself.
still pissed, I am going to eat some apple, and try to clean up myfucked* otf room.
there is no me, I don't exist.
green carpet."
od tamtej pory tak wiele się zmienło.

1grudnia

wszystko wokoło białe. a ja gdzieś pod grubym swetrem odżywam. śnieg nie zasypał moich wnętrzności. dał mi tylko jakiś świat wobec którego warto byłoby tworzyć coś innego, niż to co za oknem.

z przypadkowych kaw czerpię inspirację. inspiracje z czekolady w sreberku wręczonej w biegu.


ze śniegiem mi do twarzy.


obiecanko- macanko.
smaczki na akty rosną z każdym dniem. pytanie z kim jakieś akty najpierw.

przestałam się bać. sny mam niepoukładane. rozchwichrzone, rozdziczone. łapę je każdą chwilą.
2 grudnia urodziny mamy Kazia.

wtorek, 30 listopada 2010

bielo.

po dwoch dniach alkoholowych fantazyjnosci powracam do swiata zywych. z przezyciami, cala kupa luk w pamieci, nastoju ktory z kazdym kieliszkiem sie poprawial.
do ululania chodze sama.
wszystko cudnie. kolejna profanacja juz przy okazji wigilii. az uslysze ze moja dusza jest dekoracyjna.

poczulam dziwny zamet w glowie. niepokoj. o mojego brata. tak bardzo wydaje mi sie ze jest nieszczesliwy, tak bardzo boje sie ze bedzie ak bardzo nieszczesliwy jak ja. ze jest nieszczesliwy tak samo jak ja bylam. tak szalenie boje sie ze bedzie za bardzo podbny do mnie.
i dlatego uciekam. najpierw sama poprzadkuje sobie w glowie, a pozniej powiem mu jak jest dla mnie wazny, i jak wiele oddalabym zeby tylko nie zmienil sie we mnie. ma 7 lat. czuje sie winna za to ze on moze czuc sie nieszczesliwy. prze dziwne, to wszystko jakby mi sie snilo. dzis snil mi sie jego placz. kapal sie i mydlo dostalo sie do jego oczu, mama tak strasznie krzyczala.

przesadzam. sama sie mecze w swojej wlasnej glowie.

wtorek, 23 listopada 2010


najbliższe zdjęcie.

prosto.

stoję sama pośrodku swojego małego życia.
panie, panie.

słońce noszę z sobą w torebce. z zupełnej skrajności. z zupełnej krawędzi, wędruję i znajduję małe cegiełki mojej osobowości, rozsypanej po kątach tego świata.
maluję, tak bardzo mi się chce.
nie rozumiem tego bo przecież, ja nie umiem się zakochiwać.
utul mnie do snu pewną piosenką.
jestem przecież taka zimna? powoli rozbudzam się ze snu w który zapadłam parę lat temu.
idę, błądzę. szukam.
mój oddech i słowo cenniejsze jest niż śmierć. czasem wiatr daję uchwycić w małej niespokojnej chwili. jestem czy mnie nie ma?
mam tak niespokojne myśli. tak bardzo szukam wytłumaczenia tego co się dzieje.






fotografie wiatru. który czasem daje się uchwycić.
dałam się uchwycić panu

jestem nieodkrytą tajemnicą.

poniedziałek, 8 listopada 2010

od słów wariuję najbardziej.

dwa niesamowite dni. wieczorne drzewa na pomarańczowym niebie placu inwalidów. drobny siniak na twarzy, i dwa na udach niewiadomego pochodzenia. dwa dni pełne przyjaznych alkoholowości, przyjaźni.profanacja. było niesamowicie, znowu zachciało się oddychać, dlatego, że najbliżsi oddychają wciąż.


dziś natomiast mogłabym spłonąć. albo roztopić się i tak jak woda stać się zupełnie przezroczystą. czy ludzie zdają sobie sprawę jak ciężko jest być piękną? piękna się pragnie, porząda. ale z tej drugiej strony to przygniata i tak wewnętrznie gniecie. i uświadamiasz sobie, że często stanowi jedyną wartość. czy jest coś gorszego od bycia pięknym?
kiedyś nadejdzie starość, moja skóra będzie opowiadać historię mojego życia. mojego pseudoartystycznegokrakowskiegożycia. o ludziach którzy byli obok, o zmęczeniu pod powiekami, o ilości wypitego alkoholu i wypalonych papierosach. nie szukam szczęścia, tylko potwierdzenia tego, że jestem. oczy mnie pieką. wygląda na to, że dałam się uwieść, że dołączam do magicznej listy.
przynajmniej nie zdążył w kliszy zamknąć mojej duszy. ale mam cały koszyk przeżyć i przygód i tylko dlatego nie chce mi się płakać. wariuję. od niespokojnych jak wiatr myśli. od piosenek. chwil. wszystkiego co mnie otacza. drzew. zapachów i słów. od słów wariuję najbardziej.

wczoraj bardzo inspirujące spotkanie. tutaj mam na imię tajemnica:





zdjęcie Michał

piątek, 5 listopada 2010

niespokojnie wieje wiatr.
piosenka mnie utula. nie rozumiem tego dziwnego nastroju smutności wesołości niespodziewanej przedziwności zimowości jaką ona wprowadza. w korytarzu i w kuchni pada deszcz.
nie obudzisz się już, lecz przynajmniej możesz się wsypać!
przemęczony i senny zlew przecieka kuchenny.

tak bardzo czekałam żeby ta piosenka mogła rozgrywać się tuż obok. za oknem.
tam gdzie kraków kwitnie czerwonymi kwiatami, zieloną trawą na bulwarach i nocną latarnią przy której przemykają wiatrem niesione jesienne liście.

czwartek, 4 listopada 2010

przestworze.

spaceruję po trawie. wiatr kołysze drzewami. z ulicy zwiewa żółte liście.
słowianki powiedziały mi dziś "nie"
pierwszy wytęp miał być już w tym miesiącu, występ pierwszy pierwszy słowiankowej Ady pierwszy ever. nie będzie.
nie


niezadobrze.
energia fizyczna, energia psychiczna, moja energia moja, rozdarta, podzielona na milion innych małych energii.
to nie jest mój najlepszy dzień.

chciałabym to wszystko rzucić, wszystko co robię, nad czym pracuje, wszystko, całe słowianki, malowanie, studiowanie, trawienie, tworzenie. ale nie umiem







wielu rzeczy nie umiem.

Michale, jeśli nie chcesz, żebym Cie lubiła, to gratulacje. Zajebista taktyka. Niedziela ostatni termin. Przemyśl czy dasz radę, bo jeśli mnie olejesz to kawy nie będzie.

piątek, 29 października 2010

intensywności.

dziwacznie mi w głowie. nie wiem co się dzieje! jak przyjemnie dzieje się przy Grzegórzeckim. w poszukiwaniu jakiegoś małego, niedopowiedzianego spełnienia. chyba pod moim radosnym spojrzeniem ukrywa się pewna doza smutności.


nie wiem, nie umiem, nie wiem czy potrafię.
czasem się boję, siebie i swojej małości. coś dziwnego wiruje mi w głowie.




nie wiem co myśleć. nie wiem czy umiem zatęsknić.

27.10

Niedomagam.
Niedomagam.
Nie wiem jak ogarnąć wszystko co się dzieje. Jak nie zwariować? Jak znaleźć szczęście w tym jak wygląda życie.
Słowianki. Sen. Studia. Praca. Praktyki. Licencjat. Wernisaż 18 grudnia. Kolczyki. Tomek.
Dla każdego znaleźć czas. Z każdym się spotkać. Każdemu oddać kawałek swojej wrażliwości. Przy okazji dawać z siebie wszystko na Słowiankach, studiach, w pracy.
Maluj, wysypiaj się i kochaj.

żółtym pisakiem notuję w notesie.
wysycham sama od siebie. przypiekam się na słońcu swojej głowy. puste drzewa. a niebo przesuwa się wzdłuż mojej głowy.


w środku krakowa idę po zupełnie zielonej trawie. ale nie widzę jej. widzę tylko chmury a w uszach słyszę niespokojny wiatr kołyszący w świetle księżyca opadającymi powoli liściami.
wszystko przesuwa się tak szybko. cała rzeczywistość ucieka mi pomiędzy palcami. czasem chciałabym ją tak bardzo złapać, ale palce mam zesztywniałe, zsiniałe. nie umiem łapać. najchętniej wycofałabym się gdzieś w międzymrok. tak, żebym mogła zakryć swoją twarz i oczy.
coś umiem i coś wiem. tylko nie sposób jest określić co to takiego...
stoję na trawie, jestem bosa, a na sobie ubrane mam tylko grube futro.

wtorek, 19 października 2010

niebyle.

zaczynam nowy tydzień
nowy tydzień zastanowień czy dam radę, czy poradzę, czy nie zbyt wiele na siebie biorę.

studia, licencjat, praktyki, taniec, malowanie, wernisaż, kolczyki, praca, życie, trawienie, sen, czytanie, poznawanie, odczuwanie, ludzie, dom, rodzina, rozwój.

nie.
poradzę sobie. choćby miało boleć. wystarczy dobre podejście, dobra energia, dobre myśli.

a ja to mam, przecież w ogólnym wymiarze jednak dobrze mi się dzieje. dobrze, dobrze.
chce mi się mieć.
to wszystko energię, niedosypianie. i satysfakcję. z każdego mega przeżytego dnia.
z ludzi, z tego co myślę, o sobie, o świecie, o życiu.

prawdziwy październik się zaczyna. wiem, że będzie dobrze i mega ciężko. ale moja siła w tym, że o tym wiem.

nie będę Panią Plath która daje za wygraną, nie. nie jestem nią. jesteśmy podobne ale ja jestem Ada.
niebyleAda.
ktojakkto.
ale ja dam radę :)


czy to już czas nastał zmian?
zmiany się zaczęły, a ja jestem częścią nich. i jestem z tego szalenie zadowolona, bo idę w dobrą stronę.
z ucha schodzi mi skóra, zęby mam do naprawy, paznokcie do zadbania.
ale nie głowę do wymiany. głowę mam swoją, kształtującą się, kształtowaną, kształtującą.
dobrej nocy i tym bardziej zapraszam do mojego życia.

poniedziałek, 18 października 2010

niebanalności,

piosenka.
robi się zimno i szaro.
siedzę w grubym swetrze, w pokoju zadymionym krakowskim. zastanawiam się po co istnieć.
czy warto mi.


stosy książek, mnogości nieprzesłuchanych płyt, warstwy nieuporządkowanych pomysłów.
wahania nastrojów.

jutro już kolejny etap.
kolejne spotkanie. kolejne poznanie.



piątek, 8 października 2010

niewypowiedziane myśli.

piosenka pełna rozmowy
oddalonej i tak bliskiej
rzeczywistości się zmieniają
tylko fotele w których siedzimy pozostają takie same
chociaż głowy nasze pękają i puchną od nadmiaru niewypowiedzianych myśli.


siedzę w krakowskim mieszkaniu i uśmiecham się do świata.

zimno wszędzie, ciemno
słyszę tylko piosenki i głosy ludzi

zdania które do mnie przemawiają
obrazy
:)


rodzę się na nowo, po tygodniach dwóch walki wewnętrznej wracam z workiem wrażeń na ścieżkę którą tak dobrze znam

zaczyna się coś nowego, inspirującego
wewnętrzna stojnisia znalazła punkt zaczepienia

sny pełne czarownic, szamanów i zaklęć
uświadamianiem poznawania magiczności życia

piosenka małych codzienności i zmarzniętych dłoni
dziś poczytam wiersze pani Sylvii Plath i powieść pana Julio Cortazara

:) ku -takiemu już mało widocznemu szaremu słońcu- kieruję mój uśmiech i czekam na drobne inspiracje..

czwartek, 30 września 2010

jesienna zawierucha koło ucha.

piosenka wnętrzności wypływających przez oczy.
człowiek czuje się czasem tak małym.


uzupełniam minerały, płyny, oddechy, inspiracje. po wyczerpującej pracy. o zniewalającym efekcie.
witam w moim świecie.
gdzie zawsze jest za mało. gdzie zawsze jest się za małym. przynajmniej kiedy przyjdzie spojrzeć w lustro.
spadek energii po wyczerpującym energię tygodniu artystycznej walki.

taki stan to standard.

coś dzieje w świecie rudości niezwykłości.
z kimś widzę się częściej niż zwykle. kogoś zaproszę tuitam.

:) nigdy nie przypuszczałam, że ktoś obok może tak specyficznie inspirować :)
i jest mi z tym szalenie miło.

pomimo myśli wypływających przez nos, wnętrzności przez oczy, stęchlizn życia osadzonych na czerwonych wypiekach na policzkach.

rozmowy mejlove. piosenka która rozdziera mi klatkę piersiową i dociera prosto do serca.
cieszę się że głowa może jeszcze spuchnąc od myśli.
zbyt ważne żeby zginąć w codzienności. na tyle ważnie aby stać się codziennością.


wtorek, 21 września 2010

wrażeniowości.

już dawno nikt nie zrobił na mnie takiego wrażenia:

niedziela, 12 września 2010

samotności moje.

piosenka wieczoru.
przecież nie słucham sentymentalnych piosenek.
przecież nie czekam.
przecież nie da się mnie zranić tak łatwo. przecież nie zraniłbyś mnie inną kobietą.
nie zraniłbyś mnie.
nie zraniłbyś mnie kojeniem się moją obecnością, której inspirującymi kipiącymi wrażliwością owocami karmiłbyś inną. nie zraniłbyś mnie oddając kobietom swoje niezwykłości wrażliwości.
nie zraniłbyś mnie bo przecież cię nie kocham!

samotności moje.


czwartek, 9 września 2010

wrzesniowy czwartek

piosenka na jesienne wieczory wietrzne przy rudej herbatce i świecach.
oddechem oddycham jednym.
zaczyna się nowy czwartek tych wakacji.
mam ochotę na powiew świeżości, ostatniego tchnienia wakacji, ostatniego oddechu ulatującego w dal ducha tego lata. lezę na łóżku w czerwonych butach.
jutro wracam do miejsca gdzie pachnie ziemia.
pachnie rudość, albo radość. dla mnie może jednym i drugim. bylebym ja zachowała swój zapach.

kolejny uzależniacz blog. kolejne posłowie do mojego życia. kolejny wstęp, rozwiniecie.. dobrze jest mieć coś takiego, takie drobne posłowie.
skupienie inspiracji, słowa, obrazu, wrażenia, i trochę mojego istnienia. blog to fajna sprawa. jeśli tylko wiesz po co, dlaczego, i co ci daje. mi daje. oddech, chwile, wrażenie, tworzenie trochę swojej tożsamości, i wrażenie, sztuczne-niesztuczne, ze ktoś słucha, a jeśli nawet nikt, to ja mogę siebie posłuchać zawsze. i mieć wrażenie, ze świadomie kieruje tym co mnie otacza.

środa, 8 września 2010

wrzesienności.


zupełnie pierwszy września. ruda herbata w kubku obok. masa niedosytów, całe chmary nieskończoności. nienazwane myśli. pierwszowrześniowe. niezłośliwości niezakończone. radości niedotworzone. pustki niewypełnione.
sensu brak, ach sensu. jesienna zawierucha deszczowa. tylko wiatr za oknem i deszcz.
wrzesień drugi.
nocne wyprawy w głąb. chciałabym cię nie poznać, i chciałabym żebyś nie był. wzywającym mnie wiatrem wędrownym. życie, o. życie. w zastanawiający sposób nie dajesz mi się poznać. a wiele czynów rani mnie dogłębnie.
razem z krakowskimi świtami stawałam się coraz piękniejsza. dużo bardziej człowiekiem byłam krakowskimi nocami. niedosypianie.

września trzeci.
nieznośna mucha siedzi mi na czole. chylę się by ją zabić. umiem? tak, umiem. jednak coś trzyma moją dłoń przed morderczym strzałem. strach, że strzelę sobie w głowę. i obudzę się z nieśmiertelnego snu. że zauważę, że nie mucha stanowi problem, nie jest odnóża, ani skrzydła, tylko moja martwa skóra.
strzelam.


ahoj marynarzu, ahoj oleandrem.