niedziela, 30 września 2012

tarnów two weeks.




Ada Tomczyk by Madzia Pietruszka 
www.magdapietruszka.blogspot.com



wszędzie można realizować swoje małe, większe aspiracje. szukać swoich marzeń. powracać do szczęścia z poprzednich żyć.
nawet w takim szarym tarnowskim świecie.

wtorek, 25 września 2012

ocean.

jest ciepły wieczór, a niebo wygląda tak jakby nazajutrz miał padać śnieg. 

tydzień temu dotknęła mnie magia, o której istnieniu, przez swoją chorobę zapomniałam. spełniłam marzenie życia. dzisiaj wiem, że chciałabym to marzenie realizować przy każdej możliwej okazji.

Karola wiozła mnie niedzielnym rankiem na autobus. pośród wiejskich otfinowskich pól, o niedzielnym pięknym budzącym się słońcu. w Tarnowie wypiłam kawę, i ciągle notowałam coś w pamiętniku. odbywałam rytuał spotkania. dobrze wiedziałam z kim jadę się spotkać, chociaż dzień miałam spędzić tak naprawdę sama. dojechałam do Krakowa, którego tak bardzo bałam się zobaczyć oczami zdrowej osoby. ostatni mój pobyt w Krakowie, był otoczony niepewnością, samokrytyką, okrutnymi oczekiwaniami wobec siebie, życiem w nieistniejącej krainie, nawet nie marzeń, a złości, bólu i depresji. zjadałam się Krakowem, swoim "nieistniejącym" życiem, ludźmi, których wzroku i zainteresowania nie umiałam zobaczyć. zjadałam się swoją nieistniejącą trzustką. 
a jednak w niedzielę, cudownym wrażeniem było dla mnie znaleźć się w Krakowie. zobaczyć swoimi, -wreszcie- oczami to miasto, które było dla mnie tak bardzo znienawidzone. dzisiaj znowu dałam sobie poczuć do niego miłość, która kilka lat wcześniej właśnie tu mnie sprowadziła. 
odwiedziłam Kino pod Baranami. żeby się przygotować. tak bardzo byłam zdenerwowana, tym co ma stać się wieczorem. tak bardzo! a jednak uwolniłam się, w świadomy dla mnie sposób. wprowadziłam się w stan cudu. nikogo nie było obok a jednak, było wrażenie. a nawet mały cud. coś tak banalnego. zapach chopaka który siedział zaraz obok.
wpadłam do Bunkra na kawę. z sobą piłam kawę. to była najpiękniejsza kawa jaką piłam w ciągu ostatniego roku. bo była jesienna, słoneczna, taka jak poranki krakowskie, w czasie których z czystą myślą zdarzało mi się tam przesiadywać. Bunkier to jedyne miejsce, które ma tak niespotykany zapach. mimo, że usiadłam w sali dla palących, odurzyłam się wrażeniem tego zapachu. kawy, ludzi tam obecnych, esencji Krakowa, papierosów, jesiennego powietrza. byłam w odpowiednim miejscu, o doskonałym dla siebie czasie.
tłumy w tramwaju, aż do przystanku "Kombinat". pierwszy w życiu widok byłej leninowskiej huty. dziś ArcellorMittal'u Polska. ostatni papieros i oczekiwanie. cukier: 130.
czuję jak powoli wchodzę w ciepłą wodę oceanu, gotowa jestem aby zacząć pływać. 

sobota, 15 września 2012

flowerhood.

od miesiąca dzieje się tak wiele. nareszcie jestem zdrowa! nareszcie umiem podziękować sobie za każdy dzień który jest dla mnie czymś więcej niż satysfakcją. 
to dziwne cieszyć się z choroby, ale to ona dała mi wolność. nareszcie stałam się sobą, obudziłam się we własnym ciele. w własnej głowie. w swoich uczuciach. kocham się z swoimi snami, marzę, podejmuję decyzje, kocham!

każdy element świata jaki widzę. czuję go, znowu czuję świat! znowu jestem dla siebie najpiękniejsza. w każdym swoim geście. czuję tak niesamowitą fascynację światem. 
zachorowałam swoim ciałem na cukrzycę, żebym mogła wyzdrowieć w głowie. 

tak bardzo wszystkiego pragnę, i prawie wcale się nie boję.
ważne 56 kilo, nareszcie mam ciało. nareszcie wyglądam jak kobieta, którą czuję się tak bardzo mocno. odzyskałam piersi, wcięcie w talii, i kilka kilogramów siebie samej, tych które straciłam.

pracuję w przedszkolu, jest mi cudownie! napadają mnie pomysły, tworzę, słucham muzyki i cieszę się każdą chwilą, nareszcie jestem spokojna. nareszcie nie włada mną ciało, które jest wygłodniałe, bo straciło możliwość przyswajania z pokarmów. nareszcie mogę w spokoju zaspokajać swoje potrzeby. przy okazji będąc w bliskiej relacji z ciałem, w ciągłym kontakcie, wsłuchując się w to jak jest mi cieleśnie i jak mi jest w głowie mojej. 
człowiek tak często nie wie, jak bardzo jest szczęśliwy. wcześniej nie wiedziałam, teraz już wiem. 
stałam się górą, prawdziwą najprawdziwszą. tak często dopada mnie wzruszenie. tak bardzo cieszę się, że wróciłam, z podróży w nieznane, bo mogłam przepaść w cień, który mnie otaczał. 

dotknęła mnie najbardziej tajemnicza historia. mistycyzm znowu przyszedł, żeby mnie ocalić. uwiebienia świata. wzięłam leki 21 marca. leki na osłabienie, na poczucie starości. leki na uczucie, że ludzie czerpią ode mnie energię, i nic nie dają w zamian, poczucie że nikomu na mnie nie zależy. że nie umiem już tak żyć, że nie chcę już tak żyć. że czuję się stara psychicznie, mentalnie, że  dotarłam do momentu granicy, mając tylko 22 lata. 
spałam, ciągle spałam. 
płakałam aż do bólu brzucha. czasem przez cały dzień. przynajmniej raz w miesiącu. 
dziś wiem, że ten ból brzucha, doskonale znam. bolała mnie trzustka. w której zepsuła się chęć tworzenia insuliny. ból świata. 
8 kwietnia pierwszy raz poczułam, że chce mi się pić. doskonale to pamiętam. wracałam od Kamila, w Święta Wielkanocne, pierwsze co zrobiłam jak wróciłam do domu to piłam. próbowałam rozcieńczyć krew, pełną cukru. wtedy zaczęła się choroba ciała, wtedy kiedy śniłam o tym, że tak mocno pragnę.



flowerhood, tworzę siedząc z dzieciakami w ptrzedszkolu, kredkami bambino.