poniedziałek, 29 grudnia 2014



tylko mróz zdaje się otulać znajomym chłodem.

niedziela, 28 grudnia 2014

more.

śpimy w jednym łóżku. obudziłam się trochę wcześniej. nie chcę nic mówić bo lubię, to co widzę. lubię na was patrzeć. jest tu trochę bardziej ciemno niż wszędzie. spaliśmy chyba bliżej chmur, niż zwykli ludzie. czasem zdarza mi się z wami budzić. i tymi porankami uświadamiam sobie, jak daleka jest mi prawdziwa miłość. ciężko mi uwierzyć w obrazy prawdziwej miłości, które wtedy wpadają do mojej duszy przez oczy. nie wiem, czy umiałabym dopuścić jakikolwiek wycinek -tego obrazu- innym zmysłem. oczy wydają się przyswajać za dużo. 
każdym tym porankiem, który zdarza nam się dzielić pokazujecie mi prawdziwą miłość, chłopcy.

rozdziera mnie to i syci. odbiera słowa, i tworzy zdanie, mimo, że ciągle milczę. ale widzę was, i to widok pełen największego spokoju świata.




nie spotkam swojej miłości. jestem tego pewna.




sobota, 20 grudnia 2014

25.


18 grudnia 2014

dziękuje sobie i doceniam się, za głęboką świadomość.






czerwienie | fiolety
dzikość | mistycyzm
truskawki | jeżyny

wtorek, 9 grudnia 2014

3.


obchodzimy dzisiaj z moim kontem na tumblr nasze 3 urodziny. opowiadam o świecie moich osobistych inspiracji już tak długo, wcale się nie nudząc. przez te 3 lata pokochałam 258 blogów, które przez ten czas obserwowałam. mojego bloga do tej pory ogląda 154 osoby. podzieliłam się z nimi 2 577 zdjęciami, żywej inspiracji. moje najfajniejsze zdjęcie ma 819 notek, podczas gdy zwykle w ciągu dnia odwiedza mnie 5- 6 osób, a 2 z nich często zostaje ze mną. 

zapraszam na ciągle żywe 



piątek, 5 grudnia 2014

żona mikołaja.

myślałam, że praca w jednej z największych galerii handlowych w kraju, zniszczy moje poczucie ludzkości. 

starsza pani, zapytała mnie czy dostanie najzwyklejsze koszulki. powiedziałam co i jak, gdzie szukać, i grzecznie poinformowałam, że jeśli czegoś nie ma na wieszaku- tego nie ma wcale, i nie ma możliwości tego dostać. 
gdy odchodziłam, spojrzała na mnie smutnymi oczami. wtedy dotarło do mnie, że ledwo chodzi, miała dwie kule, i -na oko- z 80 lat. 
wróciłam, i powiedziałam, że zrobię wszystko, żeby dostała koszulki, których szuka. nie przejmowałam się niczym co powinno mnie obchodzić (długą kolejką do kas, zaczepiającymi osobami, które -zawsze- mają tysiąc pytań). 

pojechałam do magazynu, z myślą, że zrobię wszystko, żeby znaleźć dla niej to czego potrzebuje. 
ale nie znalazłam.

wracając, zdałam sobie sprawę, że starsza pani o kulach na pewno nie sięgnęła wysoko na półkę, żeby zerknąć czy rozmiar, którego szuka tam jest. wspięłam się i znalazłam trzy L o które prosiła. 
z dekoltem w serek. które miały być dekoltem w koło. 
pani przeprosiła i powiedziała, że nie o te chodziło. 
ale wzięła jedną. żeby pokazać mężowi. 
zaprosiłam ją do osobnej kasy.
podziękowała mi w tak niesamowity sposób. największą szczerością, jaką w sobie miała.


- bardzo Pani dziękuje. do mojego męża, jednak przyjdzie Mikołaj i w tym roku.



pomocnicy mikołaja są wszędzie. mijamy ich codziennością każdego dnia. czasem, spotykamy ich po prostu w lustrze. czasem ujawniają się w cudownym, wdzięcznym spojrzeniu osoby której mogliśmy pomóc. ja dostałam ten najpiękniejszy prezent.

czwartek, 20 listopada 2014

*






smutno mi bez zakochania. 
oczu, umysłu. zaczytania.
odkrywania.
wszystkiego po kolei. ciała.
z duszy - sobie się- zwierzania.
opowiadania.
śladów na śniegu. 

wyczekiwania.





niedziela, 16 listopada 2014

popioły II.

wielki świat sypie się popiołem na moje ramiona i czoło. całe policzki mam w sadzy, od tlącego się lekkim płomieniem wielkiego świata. wszystko pokryte jest pomarańczowym ogniem albo żarem, który bez sensu rani moje stopy. próbuje się poruszać po tych węglach. ale moja skóra, z każdym krokiem topi się. ponieważ nadal zrobiona jestem ze skruszonych kawalków zimnego lodu. modlę się, żeby nadchodząca zima, przygasiła wszystko co tak mocno płonie dookoła mnie, i w mojej duszy. mam w myśli jasne światełka choinkowego drzewka, które mają szansę ogrzać mnie, w mniej inwazyjny sposób niż otwarty ogień, jak otwarta rana. życie przestało mi wychodzić, proporcjonalnie do stabilizacji, którą przecież codziennie -coraz mocniej- osiągam.

18 przyszłego miesiąca, chciałabym zdobyć górę. dać się przytłoczyć jej wielkości, i osiągnąć dystans, który dzieli ją od ziemi. będę stała tak długo na samym szczycie, aż odważę się skoczyć.

poniedziałek, 22 września 2014

3kroki.

śnię o czymś z przeszłości. katolicki internat dla dziewczyn w którym mieszkałam w Tarnowie, dawni przyjaciele. a sen dzieje się i trwa trochę tak jakby nie chciał mnie wypuścić. zaczynam myśleć o powrocie do Krakowa, ale jestem tak zdenerwowana że nie dam rady sprawdzić jak wrócić. 
budzę się z praktycznie zesztywniałym ciałem. cała roztrzęsiona. jest duszno i gorąco, a świadomości najbardziej. 

ostatnia myśl jaką zazwyczaj kończę podobny sen, to myśl o tym, że nie mieszkam w Tarnowie, ani nie znam już tych ludzi o których śnię. 
mam cukrzycę. to jedyna myśl, która potrafi wyrwać mnie ze snu bez powodu w środku nocy. i mimo tego że we śnie uświadamiam sobie chorobę, po przebudzeniu nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. jest 5 nad ranem a ja jestem trzy kroki od śmierci. 

sobota, 20 września 2014

wrze(ś)nie.

zawsze wraca ten sam wrzesień. ciemniejsze niebo, chłód, zapach poruszającego się znów powietrza. zawsze wraca. 

a razem z wrześniem poczucie utracenia czegoś, przemijania czasu, ludzi, uczuć. nie umiem walczyć z wrześniem, podobnie jak oprzeć się wrażeniu jakie we mnie co roku wywiera. 
tęsknoty. 

a to uczucie tęsknoty tak jakby stało się bardziej wyraziste, od tego za czym -wydaje mi się- co roku tęsknię. straciłam myśl, zatarło się wrażenie tego za czym tęsknię. ciągle inne potrzeby, wymazały mi z głowy, to o czym zdawałam się kiedyś marzyć. przestałam marzyć. nie wiadomo kiedy stała się dorosłość. 
nie wiem jak wyrzucić z głowy -serca- tylko to uczucie, które co roku rujnuje mi -wydawać by się mogło- poukładane życie. 
rujnuje to zbyt duże słowo. to uczucie po prostu przychodzi, i przypomina mi, że wrzesień ciągle we mnie żyje, że nadal -mimo codzienności- mam w sobie marzenie, tęsknotę, życie. 

wrześniu, zawsze miałeś inny kolor i smak. zawsze byłeś kimś innym. zawsze byłeś innym miejscem. 

każdym którego kochałam, każdym które kochałam. co roku zakochana we wrześniu. budzę się ciągle w innej miłości. i ciągle nie widzę tej na którą co roku czekam. 

poniedziałek, 15 września 2014

giovanni.

zapomniałam, że 5 lat może minąć jak jeden dzień. cały ten czas widoczny jest w ludziach, tym o czym opowiadają, to jakie zdarzenia ich dotyczą, to jaki stan myśli i ducha mają w sobie. 
to cudowne spotkać te stany ducha, stany myśli - nowe- a jednak w jakiś sposób znane. w tych samych ludziach z którymi kiedyś łączyło nas tak dużo. 
i wbrew temu jak opowiadają, jakie zdarzenia ich dotyczą, ciągle spotykamy tych samych ludzi.

kilka refleksji, po zmęczonym tygodniu. kilka refleksji po weekendzie weselnym. 
nie rozmawiałyśmy od 5, albo 2 lat. ale ciągle mamy z sobą o czym rozmawiać, ciągle nas sobie za mało. przyjaciółka z liceum wychodziła za mąż. wszystko niesamowite. a najbardziej uśmiech, taniec, jakaś miłość którą mogłam w niej zobaczyć. oprócz cudownej sukni, pięknej oprawy całego wydarzenia. najcudniej było usiąść razem, i po prostu pogadać o tych kilku latach, o sobie i o tym co działo się w naszych głowach i uczuciach przez ten cały czas.
dobrze, spotkać się ciągle z ludźmi których kochamy, mimo, że wydaje się, że dzieli nas tyle czasu, opowieści, zdarzeń, stanów ducha.

ciągle mam w głowie to, że to co dzieli, to coś co niesamowicie może nas połączyć. 

środa, 27 sierpnia 2014

szafy III.

tak jakbym przestała czuć. boję się tego.

przemijania. tracenia. pożegnań. otwierania się. choroby. złych decyzji. zaniedbań. sumienia. porównywania. wyśmiewania. siebie. innych. opuszczania. opuszczenia. codzienności. szarości. skrajności. miłości. powodzenia. marzeń. strachu. wyobraźni. mężczyzn. śmierci. poczucia winy. samotności. niedokładności. brzucha. złego myślenia. ciebie. siebie. wzruszeń. małości. wielkości. wypierania. wybierania. czasu. wspomnień. doskonałości. obumierania. chudnięcia. głowy. ambicji. perfekcyjności. powielania.
boję się też, że herbata zawsze będzie smakować tak samo.

niedziela, 24 sierpnia 2014

v Praze.

tak długo marzyłam, o spotkaniu go. o chłopaku, który będzie mój, który będzie mną, który będzie ze mną. nie wiedziałam kim jest, ale doskonale go czułam. mimo, że go nie znałam, tęskniłam. był, chociaż jeszcze go nie było.  marzyłam, o tym, żeby wreszcie poznać swojego przyjaciela. to niesamowite czekać tak długo, zastanawiając się na kogo się czeka. to niesamowite, poznać kogoś, u kogo zrozumiała jest każda rysa twarzy. każdy brak uśmiechu, i zamyślone spojrzenie. i spotkałam, człowieka w którym zakochana jestem w najdziwniejszy sposób na świecie. zakochana zrozumieniem kocham szczerością, akceptacją, ważnością. 




_________________________________________________________________________

pewnego dnia, przeniosłam się w przestrzeni i czasie. nazwą tego stanu, była Praga. piękna, stara, ozdobiona, bliska, przepełniona, intensywna. kochana, miła, przyjacielska. niezrozumiała, przesycona, ociekająca. metafizyczna. oczekująca, myśląca, słuchająca, widząca. rozmawiająca.
pojechaliśmy, jakby spontanicznie. chociaż każdy krakowski dzień przybliżał do tego najbardziej praskiego  magicznego. 
było cudownie. 
tak bardzo marzyłam o tym, żeby znów zacząć spacerować, nigdzie nie spieszyć się, a najbardziej  do życia. i tak właśnie było. Praga to w mojej głowie, mistyczna wycieczka w głąb. taka wycieczka po której rzeczywistość nie umie być taka jak przed wyjazdem. 3 magiczne dni, jak 3 miesiące. pełnych intensywności odczuwania, święta zewnętrzności, głośno mówiącej do wewnętrzności. uspokoiłam umysł, wskoczyłam ze spokojem w światy innych ludzi.
3 dni święta bycia razem.

poznawania.

piątek, 8 sierpnia 2014

święto świata.


jestem, żeby go mieć dla siebie. cały jeden dzień. nie będziemy sobą nigdy więcej. tego jednego dnia, on będzie najbardziej na świecie tylko mną. będę go więzić i uwalniać. po to wróciłam, po to on wrócił. 
święto świata. słońce zaświeci we mnie najjaśniej, a noc będzie najciemniejsza. zaśniemy z sobą w moich prześcieradłach.

piątek, 1 sierpnia 2014

walk.

brak mi  ciszy.

codzienność tak bardzo mocno zobowiązuje mnie do życia. zobowiązanie pracy, żeby mieć możliwość życia. zobowiązanie marzeń, żebym mogła odczuwać szczęście. zobowiązanie wobec sztuki, żebym mogła czuć się jakaś. zobowiązanie bycia sobą, żeby sobą być.
plączę się gdzieś pomiędzy myślami, pomiędzy zobowiązaniami, pomiędzy planami, chęciami i marzeniami. 
zagłuszam tym swój naturalny oddech. przesiadywanie na balkonie, musi mieć wytłumaczenie i sens. przestałam po prostu siedzieć na balkonie. obijam się jak od ścian, myśląc o tym, że powinnam spać, usprawiedliwiając zmęczenie pracą, brak szczęścia- brakiem miłości. 

najmocniej czuję to, że nie spaceruję. błądzę pomiędzy oczekiwaniami wobec siebie, i oczekiwaniami -jakie w mojej głowie- ma wobec mnie świat. przestałam spacerować, cieszyć się wszystkim co mijam, wszystkim co po drodze. śpiesząc się do pracy, domu, sztuki, szczęścia, tak łatwo zapomnieć, że sam moment spaceru, jest najpiękniejszym momentem dnia, i życia.
znów zaczęłam marzyć o śniegu. spycham na wizję śniegu warunek mojego szczęścia, poczucia spełnienia, poczucia piękna.
czasem gubię się w biegu, do -sama nie wiem do końca czego-. sens dawno uleciał, proces stał się mniej ważny, tak samo jak cel podróży. a przecież nad życie kocham spacery.
przychodzi moment, kiedy na bezdechu uświadamiam sobie, że czegoś brakuje, i mocno myślę, nad brakującym puzzlem, wewnętrznej układanki. 

sama wymyśliłam puzzle, sama wymyśliłam układankę, sama wymyśliłam brakujace elementy.
zapominając o tym, że nie ma układanki. i że zrozumienie tego, że nie ma brakujących puzzli, jest najważniejszą lekcją. 

duszę, przygotowuję na nadejście śniegu. żeby otulić się nim i nareszcie spokojnie w nim zasnąć.

czwartek, 31 lipca 2014

used.

nie marzę już o przypadkowym spotkaniu.
wyrzucam z głowy wizję wspólnego śniadania.
najgłośniejszy śmiech tłumię w środku siebie.

myślę, że  unikam spojrzenia, tak jak uczuć.


świat dotyczy mnie bardziej niż zwykle. 
dałam sobie dowód, na to, że podrosłam, na swoich własnych przeżyciach. w tym roku, w Ostrawie, nie przydarzyły mi się nieszczęsliwości, tysiące łez, brak zrozumienia obcego języka. ani jeden szpital. ani jeden szpital od czasu ostatniego pobytu w Czechach.
 
bóle zeszłoroczne zamieniłam na scenę, światła, wrażenia, ciarki na plecach, wzruszenie. najpiękniejszy koncert życia, za przyczyną Roberta Planta. wokalisty, nieistniejącego już Led Zeppelin. przeżycia moich ostatnich dwóch lat, usłyszałam i odczułam pewnego sobotniego wieczora. 
to dla mnie takie niesamowite! sztukę odczuwam tak straszliwie głeboko, doznając jej przeistaczam się w artystę, wchodzę, w rozumienie tej duszy, która wtedy do mnie mówi. wchodzę tak głęboko, że czasem wydaje mi się, że jesteśmy jedną osobą. wtedy też, przestaję istnieć jako ja. sam artysta przestaje istnieć, tak jak wszyscy ludzie dookoła. a razem z początkiem tego uczucia, dużo bardziej jestem każdym człowiekiem na ziemi.
wszystko w jednej sekundzie. 

do takich stanów potrafią doprowadzić tylko niesamowici ludzie, niesamowici artyści.
mam takie ukryte pragnienie być kiedyś kimś takim.
a jednak zaczynam od codzienności. od cieszenia się każdym dobrym i satysfakcjonującym ciężkim dniem pracy, po prostu. a za kurtyną codzienności tańczę z farbami, a w głowie i duszy mam wizję kolejnej wystawy. 

liczę, na to, że kiedyś przestanę się bać bliskości ludzi. 



sobota, 28 czerwca 2014

burza.

moja dusza jest burzą.

miło i przyjemnie jest mi myśleć o tym, że nie jestem sama. poruszać się w bezpiecznych myślach, i poczuciu tego, że nie tylko ja biorę odpowiedzialność za siebie i swoje życie. zagłębiać się w poczuciu bycia z kimś, i jednocześnie byciu nie tylko sobą,ale byciu tym kimś. 
i jego oczami skierowanymi w swoją stronę, patrzeć na świat i siebie.

trudniej mi przyjąć prawdę, która jest zupełnie inna. 
prawda, mówi o samotności. w której od zawsze byłam, i w której zostanę. ranię się nagłym światłem świadomości. ponieważ wcześniej rozkoszowałam się wygodnym kłamstwem. nieświadomie zapycham umysł bezpiecznym wrażeniem. 
i zawsze wraca to uczucie, które powinno być dla mnie najnaturalniejszym na świecie. 

uwielbiam poczucie samotności, i jednocześnie nienawidzę go nad życie. 

przecież jestem jedyną osobą, która zawsze będzie ze mną obok. to z sobą obudzę się w ostatni dzień swojego życia. 

z nikim innym.

ale też jednocześnie z każdym człowiekiem którego spotkałam. wszystkich będę miała głęboko, -w nikim innym- tylko w sobie.



wtorek, 24 czerwca 2014

1 year, 2 months and 30 days ago | March 24, 2013.


Droga Ado,

mam nadzieję, że wszystko u Ciebie dobrze. Co chciałabym Ci napisać? Sama nie wiem. Mam nadzieję, że wyjaśniła się chociaż jedna trująca Ci krew w żyłach, sprawa. Chciałabym, żebyś była szczęśliwa. Żebyś znalazła swoje miejsce w życiu, kogoś ktoś z Tobą będzie, i żebyś stała się pełnoprawną kobietą. Mocno stojącą na ziemi istotą. Żebyś dowiedziała się, co lubisz robić, swoją pasję, żebyś spotkała kogoś za kim już od dawna tęsknisz. Chciałabym żebyś dokonała w sobie czegoś czego jeszcze nie zrobiłaś, tzn. żebyś otwarła się na siebie, i zdobyła odwagę żeby sobą być. Chciałabym, żeby cukrzyca była dla Ciebie przede wszystkim inspiracją, żebyś żyła szczęśliwie, i bez obaw. Żeby okazało się, że jesteś zdrowa, i żebys uwierzyła. Że możesz i że chcesz być zdrowa. Ado, och Ado. Daj sobie prawo do cudu, do wielu cudów w których istnienie nie wierzysz. Żebyś uwierzyła, że możesz być szczęśliwa. Żebyś porzuciła wszystko co odbiera Ci Ciebie, wszystko co Cię niszczy. Żebyś znalazła swój czas sprzed 3 lat, którego tak mocno się trzymasz, żebyś tamten czas, znalazła na nowo, czując, że jest dobrze.



KOCHAM CIĘ! 

Ada


___________________________________________________

list napisałam dokładnie rok, dwa miesiące, i 30 dni temu, poprzez portal futureme.org. na datę otrzymania listu wyznaczyłam dziś. 

wtorek, 3 czerwca 2014

jak zakochać się na nowo w życiu?
wszystko po jakimś czasie staje się takie oklepane. nowe lądy przestają istnieć. nic do odkrycia.

żadnych tajemnic życia. 
tylko toczy się tylko życie. 

kiedyś nawet oddech był fascynujący.
znajomość życia taka nudna. przewidywalność taka nudna. przyzwyczajenia.

____________________________________________________________________

inspiracja rozstania. 
rozstanie ciągle nowe.
najbardziej denerwuję się, że umiem wypuszczać, wszystko co chce być wolne.
najbardziej denerwuje mnie, że nie boli mnie czyjaś wolność, a moje poranione ego. 
to ono zawsze najgłośniej płacze.
jednak mimo płaczu, życie ciągle płynie.
najtrudniej mi jest przyjąć, że dobrze rozumiem rozstanie.

że stałam się tak silna i mądra, żeby wiedzieć kiedy uciszyć wewnętrzny płacz, puścić to wszystko i życzyć jak najlepiej.

przez całe życie czułam, że w moim świecie nie ma zamkniętych drzwi.
że ludzie zawsze mogą wrócić, że rozumiem, że każdy potrzebuje samotności.
albo spaceru, po którym zawsze się wraca.

ale przestałam tak czuć. 
a powrotów nie ma.
nie dlatego, że ludzie nie chcą wrócić.
dlatego że ja ich już nie chcę, nie czuję, nie potrzebuję,
dlatego, że wypuszczając mnie samotnie na spacer, muszą zdawać sobie sprawę, z tego że to ja mogę nie wrócić.

i nie wrócę.

piątek, 16 maja 2014

ether III.

an art begins to happen.














the adventure comes to an end.



ether III
60/81, Kraków, 2014.

czwartek, 15 maja 2014

the three suns.

słucham piosenek i wydaje mi się, że kiedyś będę z nim tańczyć. na jakiejś polanie, albo tuż obok lasu, na łące. w długiej spódnicy. nic nie widzę oprócz zielonej trawy, moja spódnica faluje, a on jest obok. czuję taką bliskość, że zastanawiam się kim tak na prawdę jestem. czy trawą, którą mam pod stopami, czy słońcem, czy nim.
 może jestem tym wszystkim na raz, pełnią pełni. nie jestem ani kimś ani czymś. 
jednocześnie jestem wszystkim. 
tak na prawdę ciąglę tańczę, z życiem i śmiercią. 
















czwartek, 17 kwietnia 2014

śnienia.



nie wiem kim jestem. naprawdę nie wiem kim jestem. kiedyś wiedziałam. kiedyś miałam cały świat marzeń, wizji, snów, które budziły moje fascynacje. 

czułam się doceniona, piękna, szczęśliwa, nieprawdopodobnie fascynująca.
życie nauczyło mnie, że miłości nie ma. a jeśli jest trwa chwilę. ludzie nudzą się sobą. piękna nie ma. a jeśli jest to tylko na chwilę. czas przepływa przez palce tak niesamowicie szybko. nic nie jest w stanie go powstrzymać, podobnie jak życia.
wszystko się zmienia, nie ma stałości. a jednocześnie wszystko wygląda tak samo. tak samo jak człowiek. chciałbym być dla siebie kimś ciągle nowym.
fascynacje się kończą. życie przemija płowiejąc, jak starzejąca się skóra.
zapach wiosny, który się już dobrze zna jest taki smutny.

sen jest taki sam. podobnie jak łóżko w którym się śpi. wszystko ginie, wszystko umiera
ale co przychodzi po tym wszystkim? 
uświadamiam sobie, że to tylko pustka.
to, co można mieć w sobie, to wspomnienie.

/to takie smutne wiedzieć, że nie ma ludzi niezastąpionych. że ktoś kiedyś i mnie zastąpi, że w czyimś życiu już ktoś napewno mnie zastępuje. to takie smutne. że miłość zawsze się kończy. że wszystko kiedyś się kończy. 
i jest tylko tęsknota, za byciem sobą z jakiegoś momentu życia. za uczuciami, którymi się przepełniało, wtedy jeszcze żywe serce. 
witamy w dorosłości, ado.


niedziela, 6 kwietnia 2014

insta!


now, you can watch my everyday world and follow me on Instagram.
enojy!


czwartek, 27 marca 2014

sobota, 15 marca 2014

icebergs.

całuję nieskazitelny kryształ lodu. zimny, blady, o nieokreślonym kształcie. czuję jak roztapia się od moich gorących ust. zasypiam przy nim, w chłodzie, a gdy się budzę, widzę, że lód wcale się nie roztopił. zastanawiam się czy kocha mnie, mimo, że wydaje się być taki zimny. nic się nie zmienia. ciągle całuję ten sam niemy kształt, ciągle pytając się siebie o to czy i ja i on istniejemy na prawdę. chyba muszę go kochać, skoro do tej pory nie uderzyłam całą swoją mocą, żeby rozbić to szklane piekło. czekam na słońce, może zaświeci dla mnie mocniej, i samo stopi lód, który tak mocno pokochałam. wtedy nadejdzie czas, że będę gotowa pokochać ciepło. podczas, gdy jestem pewna, że w środku od dawna bardzo mocno płonę.

poniedziałek, 10 marca 2014

czwartek, 6 marca 2014

empty space.







do widzenia, Nowy Sącz.
folklor przestał być moją historią.



sobota, 1 marca 2014

szafy I.

często, zbyt często się boję. jakimś sposobem, nadal, odwiedzają mnie myśli, że nie dzieje się dobrze. boję się tych myśli, a jeszcze bardziej, tego, że mogę mieć rację. może wszystko o czym myślę, zbyt mocno przesiąknięte jest przeżyciami, których miałam okazję posmakować. pamiętam uczucia strachu, tego, że idzie do mnie coś bardzo złego. uczucie, że znowu mam w pewien sposób umrzeć. 
to ciekawe, dziś czuję, że takie metaforyczne śmierci, to coś dobrego, to zmiana, ruch powietrza. wiatr, i wietrzenie pokoi swojej głowy, duszy i ciała. nigdy nie zamieniłabym czasu sprzed śmierci, na czas w którym jestem teraz. chociaż wydawać by się mogło, że to gorszy, trudniejszy czas. a jednak bardziej świadomy, i dużo bardziej dorosły. 
mimo wszystko przenika mnie strach. poczucie samotności. nieznajomości życia, nieznajomości siebie. teoretycznego podejścia do życia. strachu, wobec praktyki życia. 
często jestem słaba. często daję sobie do tego prawo. chcę być dzięki temu bardziej ludzka, bardziej codzienna, bardziej zrozumiała, dla siebie i innych. 

znów mocno straciłam na wadze. i budzą się pytania, czy wszystko dobrze, czy znów nie zjada mnie coś o czym nie wiem, a co żyje we mnie swoim życiem. czy nie buduje się we mnie historia, którą czuję co prawda tylko pod skórą, ale którą poznam kiedyś, a konsekwencje tej historii znów dadzą mi po głowie. tak bardzo się tego boję. nie umiem poradzić sobie ze swoją dwoistością. mam dwa dary, dawania życia, i odbierania. tego ostatniego do tej pory używałam tylko w obliczu siebie samej. skoro mam takie magiczne zdolności robienia sobie krzywdy, może umiałabym zabić to głupie poczucie, że ciągle umiem robić sobie krzywdę. 

samotność, to duży strach.



czwartek, 13 lutego 2014

kraków III





ada przez Michał Lichtański.


kraków znów jest miłym miejscem do mieszkania. 
fruwam sobie jak ptaszek pod chmurami- pełnymi śniegu oczywiście. wyżej i niżej. wiatr steruje moimi skrzydłami, ale to ciągle moje skrzydła. mocną wolność czuję, poruszając nimi na przemian. 
czasem jesteś obok. czasem mijam cię, wylatując przez otwarte okno, lub drzwi. czasem po prostu patrzę. 
ciągle tylko czuję, że mało mówię, podczas wielkiego odczuwania. 
czuję, też że mam dużą moc.

mijają dni. doświadczenia się tworzą. konfrontacje łapią mnie na każdym gruncie dorosłego życia. strachy, przestały być strachami, a pewnością, i gotowością, do spotkania ich. spojrzenia w ich oczy, i pogodnego pożegnania. śpiewaniu o odwadze, miłości, pewności, pogodzeniu ze światem.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

sobota, 18 stycznia 2014

morze.

Kraków.







Tarnów.





kiedyś ciągle czekałam.


2009,
Ada Tomczyk ( wtedy jeszcze nie- Dzikie Kwiaty)
by Kinga Świętek

czwartek, 9 stycznia 2014

hibernacje.

świadomość się otwiera. 
nadeszły zmiany. chyba dopiero teraz zaczęłam zdawać sobie z nich sprawę. 
w ciągu ostatnich trzech miesięcy: listopad, październik, grudzień, nadeszło wszystko na co czekałam przez cały rok. zaczęłam pracę. przeprowadziłam się mniej- więcej na swoje. uczę się ciągle, ciągle nowych rzeczy, nie mówiąc już o tym ile nauczyłam się przez te trzy miesiące. 
ale bieganina, w pracy, w szukaniu mieszkania, w spotkaniach z nowymi ludźmi, świąteczna zawierucha. zajmowało mnie to na tyle intensywnie, że nie zorientowałam się jak wiele się zmieniło. 

nawet nadszedł nowy rok, który zwykle -zawsze- spędzałam w domu. robiąc podsumowanie tego co się wydarzyło. dziękując sobie za kolejny rok. w tym roku, nawet nie kupiłam nowego pamiętnika na urodziny. 

a jednak niesamowicie cieszy mnie to jak spędziłam nadejście nowego roku, ładniejszego sylwestra chyba nie umiałabym wymyślić. nie sądziłam, że pięknych ludzi mogę znowu tak po prostu spotkać. a najpiękniejsze będzie siedzenie przy rozmowie w małym czyimś świecie. niesamowitość życia, obudzić się znowu w nowym miejscu, i spotkać tam znowu bliskich ludzi. 


wszystko to przychodzi do mnie w snach. kładąc się do łóżka wiem, że wyruszam w podróż. 
trzy sny.

I. 
mam wrażenie, że poruszam się bardzo powoli. czuję, że Marek potrafi bardzo szybko biegać. nie wiem dlaczego i jak, ale następuje moment, w którym Marek chwyta mnie za rękę. wtedy świat nabiera prędkości, słońce przyjaźnie mruga, a drzewa szybko szeleszczą. ledwo nadążam za podziwianiem świata, cieni, czując przyjemnie powiewający wiatr we włosach. wtedy to dla mnie tak duże szczęście.


II.
Ormo: 
- Zabijasz?

Ja:
- Już jesteś martwy.


III.
mam wyjść za mąż. za mojego własnego ojca. jestem w połowie swoją mamą, i w połowie sobą. łączą się dwie świadomości, i dwie historie. nie chcę wyjść za swojego ojca, a jednocześnie bardzo interesuje mnie co czuła mama, wychodząc za niego. 
chcę ją poznać z tamtego czasu. chcę ich poznać z tamtego czasu. 
jednocześnie na ratunek przyjeżdża zza granicy, syn byłego chłopaka mojej mamy. syn, który podobnie jak ja, jest też w połowie swoim własnym ojcem. ten mężczyzna jest brazylijczykiem, dokładnie tak samo jak to było w rzeczywistości. mówi mi, o tym, że przyjechał mnie uratować. że to moja jedyna szansa uciec. ponieważ tak naprawdę jesteśmy sobie przeznaczeni. przeżywam okrutny dylemat. rozpoczynają się przygotowania do ślubu. do tego jestem jeszcze w ciąży, tak samo tak 24 lata temu, mama była w ciąży ze mną w brzuchu, w czasie kiedy z tatą zawierali małżeństwo. rozdarcie pomiędzy byciem sobą, a byciem moją własną matką. rozdarcie pomiędzy budowaniem swojej historii, a przebudowywaniem historii rodziców.
zrywam zaręczyny, ślubu nie będzie. postanawiam odejść, bez brazylijczyka, bez mojego taty. 
czuję tylko, że staję się oceanem, a wszystko dookoła staje się spokojne. 

wtorek, 7 stycznia 2014

love.

takie trochę noszę w głowie smutki istnienia. co miesiąc myślę sobie o tym, że chciałabym coś osiągnąć. chciałabym wyjść z siebie, i być kimś więcej niż tylko sobą. tylko ciągle nie umiem znaleźć tej osoby, którą chciałabym się stać.
już sama nie wiem jak się szuka. mam jakąś wadliwą metodę. ciągle trafiam na nieosiągalnych. albo, na takich którzy w gruncie rzeczy zupełnie ani mnie nie widzą, ani nie słyszą. nawet nie poruszam tematu czy "czują". 
to chyba dość żałosne rozpisywać się o tym, że nie umiem znaleźć swojej pary. nie myślę o tym. nie sądzę też, że jest to coś co warunkowałoby moje szczęście. dużo więcej myślę, o relacjach z ludźmi na których mi zależy, na marzeniach o sztuce. na pracy, na refleksji nad sobą. 
ale mam uczucia. dość konkretnie zasypane grubą warstwą śniegu. zastanawiam się czy pod lodem jest szansa na jakiekolwiek ciepło. zdążyłam poranić się mężczyznami w ciągu takiego lodowatego życia.
ciekawe czy oszaleję jeszcze. czy dam komuś oszaleć o mnie. już dawno nie czekam, ani na ideał, ani na kogokolwiek. 

takie smutki styczniowej nocy.

piątek, 3 stycznia 2014

romantyka.

to chyba ten nowy w kalendarzu. 

niepokoje, pytania o czas, i o to jak pogodzić się z przemijaniem. 

nie pisałam wcześniej, od trzech miesięcy, znów mieszkam w Krakowie. zupełnie inaczej widzę to miasto. jakąś grubą linią podzielony jest dla mnie czas. miałam trzy życia. teraz jestem tym trzecim swoim życiem.
ani tam, ani pomiędzy, tylko tu- wyczyszczone, wypłukane. oddzielone. Kraków, ponad Krakowem.

nie pisałam wcześniej, ale od dwóch miesięcy, pracuję. moim azylem od nicnierobienia, zastoju, depresji wakacyjnej, kryzysu jest duża firma odzieżowa. marzyłam, żeby pracować ze sztuką. H&M robi trochę sztukę, a ja jestem częścią tego wszystko, co robimy w krakowskich Bronowicach.

nie pisałam, ale mam 24 lata. to trochę dziwne, myśleć o pewnym wieku, jako o super- dorosłym. a później się w nim znaleźć i mieć tak samo najebane w głowie jak zwykle. liczba, to tylko liczba. nawet chłopaka sobie nie potrafię znaleźć, więc co ja mogę powiedzieć o dorosłości. 

nie pisałam wcześniej, ale już prawie dwa lata odkąd choruję na cukrzycę. przeszłam to, przestałam chorować, naprawdę chorować. chyba zaczęłam po prostu z tym żyć.

nie pisałam wcześniej, ale nadal uwielbiam sztukę. pomimo, że czuję się w niej samotna, i zarazem bardzo bliska. czasem myślę, o moim płótnach jak o mężczyznach. że kocham je nad życie, i tylko z nimi przeżywam prawdziwe chwile, kiedy czuję bijące w szczupłej klatce piersiowej serce. kocham się z nimi. wchodzę na inny poziom odczuwania. nie ma mnie wtedy dla świata, jestem tylko dla nich.
tego życzę sobie na 2014.