jadę pociągiem. od czerwonych plastikowych siedzeń odbija się zduszone światło zachodzącego słońca. wracam do domu. mam szeroki uśmiech na wewnętrznej twarzy. wszystkie umiejętności jakie mam wykorzystam na tworzenie. a owoce twórczości na możliwość uczenia się czegoś nowego. jednym słowem idą zmiany. dredy i taniec współczesny, czółenko i tenisówki w kwiaty.
niebo w otfinowie pachnie domem. to takie niezwykłe zawsze kiedy tu wracam otacza mnie ten zapach. zupełnej bezproblemowości.
spacerowałam dziś z bratem. wiem, że śmieją się ze mnie. wiem, że na mnie patrzą w tej małej wsi. jestem poplątanym człowiekiem.
mam nadzieję tylko że kiedyś ktoś się zjawi obok mnie.
marzę o tańcu znowu, znowu. w momencie w którym zostawiłam siebie z wczoraj, z przedwczoraj, ludzi z kiedyś. z ostatniego roku, i pomyślałam o tym, że jestem zupełnie wolna. mogę marzyć o Nowym Jorku, tak jak kiedyś o Paryżu.
morze, tak bardzo chciałabym nad morze. samotnie nad morzem, tylko chmury widziałabym nad sobą. myślę, że jeśli kiedykolwiek zdarzy mi się umrzeć, stanę się chmurą. ledwo i wolno toczącą się po niebieskim niebie. będę trochę senna, miękka, wolna i leciutka. zupełnie jakbym ciągle była w łóżku. senności bezproblemowości, w miłości?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz