czwartek, 5 kwietnia 2012

NY.

jadę pociągiem. od czerwonych plastikowych siedzeń odbija się zduszone światło zachodzącego słońca. wracam do domu. mam szeroki uśmiech na wewnętrznej twarzy. wszystkie umiejętności jakie mam wykorzystam na tworzenie. a owoce twórczości na możliwość uczenia się czegoś nowego. jednym słowem idą zmiany. dredy i taniec współczesny, czółenko i tenisówki w kwiaty.

niebo w otfinowie pachnie domem. to takie niezwykłe zawsze kiedy tu wracam otacza mnie ten zapach. zupełnej bezproblemowości.
spacerowałam dziś z bratem. wiem, że śmieją się ze mnie. wiem, że na mnie patrzą w tej małej wsi. jestem poplątanym człowiekiem.

mam nadzieję tylko że kiedyś ktoś się zjawi obok mnie.
marzę o tańcu znowu, znowu. w momencie w którym zostawiłam siebie z wczoraj, z przedwczoraj, ludzi z kiedyś. z ostatniego roku, i pomyślałam o tym, że jestem zupełnie wolna. mogę marzyć o Nowym Jorku, tak jak kiedyś o Paryżu.


morze, tak bardzo chciałabym nad morze. samotnie nad morzem, tylko chmury widziałabym nad sobą. myślę, że jeśli kiedykolwiek zdarzy mi się umrzeć, stanę się chmurą. ledwo i wolno toczącą się po niebieskim niebie. będę trochę senna, miękka, wolna i leciutka. zupełnie jakbym ciągle była w łóżku. senności bezproblemowości, w miłości?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz