czwartek, 3 października 2013

100.


pełny miesiąc w Krakowie. śmierdzę nieogarnięciem, bezużytecznością i kończącą się wiarą w cokolwiek. wszystko się kończy: kasa, chęci, siły i pomysły. pracy brak! do tego popsuty komputer, 100 zł na koncie w banku, 3 fiolki insuliny. ostatnie pudełko pasków do sprawdzania poziomu cukru. do tego jeszcze dyplom szkoły w Sączu, który "powinnam" zrobić. wszyscy patrzą, trzeba działać przecież, nie? mimo, że się rzygać chce na myśl o swoich niewłaściwych decyzjach.
przykro mi, bo nie wiem co mam zrobić żeby zmienić swój okropny stan. wysyłać 20 CV dziennie? czekać na cud. czekać aż burza się skończy?

byłam na dwóch rozmowach o pracę. jedna z nich - jak się okazałao- dotyczyła pracy w agencji towarzyskiej. druga hotel- nie oddzwonili. 
100 punktów dla każdego kto nie jest mną.

znowu czytam Sylvię Plath. powraca do mnie w inspiracji, zawsze kiedy jest mi skrajnie smutno. zbyt wiele niewłaściwych decyzji podjęłam w życiu. codziennie podejmuję decyzję, najważniejsza to ta na temat życia. czy przyjmuję leki.
dzisiaj jestem na siebie wkurwiona, i na świat. 


dzisiaj nie biorę żadnej insuliny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz