czwartek, 9 stycznia 2014

hibernacje.

świadomość się otwiera. 
nadeszły zmiany. chyba dopiero teraz zaczęłam zdawać sobie z nich sprawę. 
w ciągu ostatnich trzech miesięcy: listopad, październik, grudzień, nadeszło wszystko na co czekałam przez cały rok. zaczęłam pracę. przeprowadziłam się mniej- więcej na swoje. uczę się ciągle, ciągle nowych rzeczy, nie mówiąc już o tym ile nauczyłam się przez te trzy miesiące. 
ale bieganina, w pracy, w szukaniu mieszkania, w spotkaniach z nowymi ludźmi, świąteczna zawierucha. zajmowało mnie to na tyle intensywnie, że nie zorientowałam się jak wiele się zmieniło. 

nawet nadszedł nowy rok, który zwykle -zawsze- spędzałam w domu. robiąc podsumowanie tego co się wydarzyło. dziękując sobie za kolejny rok. w tym roku, nawet nie kupiłam nowego pamiętnika na urodziny. 

a jednak niesamowicie cieszy mnie to jak spędziłam nadejście nowego roku, ładniejszego sylwestra chyba nie umiałabym wymyślić. nie sądziłam, że pięknych ludzi mogę znowu tak po prostu spotkać. a najpiękniejsze będzie siedzenie przy rozmowie w małym czyimś świecie. niesamowitość życia, obudzić się znowu w nowym miejscu, i spotkać tam znowu bliskich ludzi. 


wszystko to przychodzi do mnie w snach. kładąc się do łóżka wiem, że wyruszam w podróż. 
trzy sny.

I. 
mam wrażenie, że poruszam się bardzo powoli. czuję, że Marek potrafi bardzo szybko biegać. nie wiem dlaczego i jak, ale następuje moment, w którym Marek chwyta mnie za rękę. wtedy świat nabiera prędkości, słońce przyjaźnie mruga, a drzewa szybko szeleszczą. ledwo nadążam za podziwianiem świata, cieni, czując przyjemnie powiewający wiatr we włosach. wtedy to dla mnie tak duże szczęście.


II.
Ormo: 
- Zabijasz?

Ja:
- Już jesteś martwy.


III.
mam wyjść za mąż. za mojego własnego ojca. jestem w połowie swoją mamą, i w połowie sobą. łączą się dwie świadomości, i dwie historie. nie chcę wyjść za swojego ojca, a jednocześnie bardzo interesuje mnie co czuła mama, wychodząc za niego. 
chcę ją poznać z tamtego czasu. chcę ich poznać z tamtego czasu. 
jednocześnie na ratunek przyjeżdża zza granicy, syn byłego chłopaka mojej mamy. syn, który podobnie jak ja, jest też w połowie swoim własnym ojcem. ten mężczyzna jest brazylijczykiem, dokładnie tak samo jak to było w rzeczywistości. mówi mi, o tym, że przyjechał mnie uratować. że to moja jedyna szansa uciec. ponieważ tak naprawdę jesteśmy sobie przeznaczeni. przeżywam okrutny dylemat. rozpoczynają się przygotowania do ślubu. do tego jestem jeszcze w ciąży, tak samo tak 24 lata temu, mama była w ciąży ze mną w brzuchu, w czasie kiedy z tatą zawierali małżeństwo. rozdarcie pomiędzy byciem sobą, a byciem moją własną matką. rozdarcie pomiędzy budowaniem swojej historii, a przebudowywaniem historii rodziców.
zrywam zaręczyny, ślubu nie będzie. postanawiam odejść, bez brazylijczyka, bez mojego taty. 
czuję tylko, że staję się oceanem, a wszystko dookoła staje się spokojne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz