poniedziałek, 31 stycznia 2011

uf

odpowiednio zdecydowany facet jest zdecydowanie.
jakiś. i to bardzo.
niewyjaśnione już jutro ulegną wyjaśnieniu.


o jedno spojrzenie za dużo i o jedną rozmowę zbyt długą. wszystko przejaśni mi się. i okaże się czy warto.

czy warto zabrać mnie z sobą w plecaku, albo siedzącą na ramieniu. z czerwonym kwiatkiem na włosach i szalikiem na szyi. i czy liczy się coś więcej niż sam kwiatek na złotych włosach, i czy oprócz szalika na pachnącej szyi jest coś więcej. coś co dziś nie da ci zasnąć.

jest coś, i wiedziałam, że w końcu to poczuję.


powoli zabieram się za działanie, w różnych ożywiam się sferach po czasie zwiechy totalnej. choć powtarzam sobie, że mogę, że mam prawo do tego żeby złapać oddech, tylko dlatego, że ostatnie pół roku to jedna wielka ciężka praca. w głowie, w sercu, z moim ciałem i kondycją, w moim świecie wewnętrznym, i stopniowo w zewnętrznym. tyle razy mierzyłam się z sobą, chciałabym zawsze mieć tą wolę walki, która z porażek da mi siłę jeszcze większą.
ostatnio wszystkie sfery życia spycham na ubocze, torując drogę tańcowi. może to właśnie to kim jestem? zasysa mnie i wciąga, nadziwić się nie mogę, że prób nie będzie, trochę wytchnienia... ale ja nie chcę wytchnienia! :) :) :) wpadłam w cudowny ciąg czegoś co daje ogromną satysfakcję, i masochistyczne wycieńczające bóle kolejnego dnia. budząc się rano wiem, że mam nogi, i ręce. wiem, też że idę pewna siebie do przodu, bo wiem czego chcę.
nie tylko w kwestii tańca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz