czwartek, 13 stycznia 2011

domu

choroby ciała dotyczą nas w momencie w którym zdajemy sobie z nich sprawę. później zaczyna się tylko proces rozwlekania w czasie objawów, czerpanie z nich korzyści. zainteresowania innych ich skupienia. co dzieje się natomiast z szamanami, którzy potrafią uleczyć nasze bolączki.
oni idą samotnie w pole. tam gdzie nie ma domów. szeleszczącej trawie opowiedzieć o tym co ich boli. zapłakać. oni są gdzieś indziej. dalej. oni są stworzeni dla chwili obecnej w której, nic ich nie powstrzyma. w której będzie działo się tylko to co świadomie dopuszczą do swoich myśli. później po samotnej tułaczce powrócą oczyszczeni.
ludzie nigdy ich nie zrozumieją. nie zrozumieją tego, że człowiek czasem potrzebuje się sobie wyspowiadać.
szaman nie może bać się samotności. przecież to jego najlepsza przyjaciółka, tuż obok nocy i wiatru, i mokrej trawy pod stopami.




jeśli nie przestanę trzymać z homeopatami, kiedyś oszaleję.
mam opryszczkę na twarzy. bo zachwiałam się w wierze w moje życie. głowę mam przepełnioną rozwidleniami.
dziś zdarzyło mi się zasłabnąć. ady adą leczenie: 20 minut.
wyniosło mnie: 20minut leżenia bokiem na łóżku, termofor z ciepłą wodą, wyłączenie myśli, i przerażenie w oczach Ewy.
wstałam nowonarodzona, i w 3minuty później pędziłam przez błonia na tramwaj. by za chwilę móc spokojnie usiąść w pociągu i złapać chwilę. spojrzeć na niebo i biadolińskich lasów drzewa.

wstanę na domową kawę z piernikiem. i spróbuję zapomnieć co mnie boli w głowie i co jeszcze mam do naprawy.
samotność to moje drugie imię i niech tak zostanie. powoli jednak warto zacząć myśleć nad zmianą jego znaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz