piątek, 5 grudnia 2014

żona mikołaja.

myślałam, że praca w jednej z największych galerii handlowych w kraju, zniszczy moje poczucie ludzkości. 

starsza pani, zapytała mnie czy dostanie najzwyklejsze koszulki. powiedziałam co i jak, gdzie szukać, i grzecznie poinformowałam, że jeśli czegoś nie ma na wieszaku- tego nie ma wcale, i nie ma możliwości tego dostać. 
gdy odchodziłam, spojrzała na mnie smutnymi oczami. wtedy dotarło do mnie, że ledwo chodzi, miała dwie kule, i -na oko- z 80 lat. 
wróciłam, i powiedziałam, że zrobię wszystko, żeby dostała koszulki, których szuka. nie przejmowałam się niczym co powinno mnie obchodzić (długą kolejką do kas, zaczepiającymi osobami, które -zawsze- mają tysiąc pytań). 

pojechałam do magazynu, z myślą, że zrobię wszystko, żeby znaleźć dla niej to czego potrzebuje. 
ale nie znalazłam.

wracając, zdałam sobie sprawę, że starsza pani o kulach na pewno nie sięgnęła wysoko na półkę, żeby zerknąć czy rozmiar, którego szuka tam jest. wspięłam się i znalazłam trzy L o które prosiła. 
z dekoltem w serek. które miały być dekoltem w koło. 
pani przeprosiła i powiedziała, że nie o te chodziło. 
ale wzięła jedną. żeby pokazać mężowi. 
zaprosiłam ją do osobnej kasy.
podziękowała mi w tak niesamowity sposób. największą szczerością, jaką w sobie miała.


- bardzo Pani dziękuje. do mojego męża, jednak przyjdzie Mikołaj i w tym roku.



pomocnicy mikołaja są wszędzie. mijamy ich codziennością każdego dnia. czasem, spotykamy ich po prostu w lustrze. czasem ujawniają się w cudownym, wdzięcznym spojrzeniu osoby której mogliśmy pomóc. ja dostałam ten najpiękniejszy prezent.

czwartek, 20 listopada 2014

*






smutno mi bez zakochania. 
oczu, umysłu. zaczytania.
odkrywania.
wszystkiego po kolei. ciała.
z duszy - sobie się- zwierzania.
opowiadania.
śladów na śniegu. 

wyczekiwania.





niedziela, 16 listopada 2014

popioły II.

wielki świat sypie się popiołem na moje ramiona i czoło. całe policzki mam w sadzy, od tlącego się lekkim płomieniem wielkiego świata. wszystko pokryte jest pomarańczowym ogniem albo żarem, który bez sensu rani moje stopy. próbuje się poruszać po tych węglach. ale moja skóra, z każdym krokiem topi się. ponieważ nadal zrobiona jestem ze skruszonych kawalków zimnego lodu. modlę się, żeby nadchodząca zima, przygasiła wszystko co tak mocno płonie dookoła mnie, i w mojej duszy. mam w myśli jasne światełka choinkowego drzewka, które mają szansę ogrzać mnie, w mniej inwazyjny sposób niż otwarty ogień, jak otwarta rana. życie przestało mi wychodzić, proporcjonalnie do stabilizacji, którą przecież codziennie -coraz mocniej- osiągam.

18 przyszłego miesiąca, chciałabym zdobyć górę. dać się przytłoczyć jej wielkości, i osiągnąć dystans, który dzieli ją od ziemi. będę stała tak długo na samym szczycie, aż odważę się skoczyć.

poniedziałek, 22 września 2014

3kroki.

śnię o czymś z przeszłości. katolicki internat dla dziewczyn w którym mieszkałam w Tarnowie, dawni przyjaciele. a sen dzieje się i trwa trochę tak jakby nie chciał mnie wypuścić. zaczynam myśleć o powrocie do Krakowa, ale jestem tak zdenerwowana że nie dam rady sprawdzić jak wrócić. 
budzę się z praktycznie zesztywniałym ciałem. cała roztrzęsiona. jest duszno i gorąco, a świadomości najbardziej. 

ostatnia myśl jaką zazwyczaj kończę podobny sen, to myśl o tym, że nie mieszkam w Tarnowie, ani nie znam już tych ludzi o których śnię. 
mam cukrzycę. to jedyna myśl, która potrafi wyrwać mnie ze snu bez powodu w środku nocy. i mimo tego że we śnie uświadamiam sobie chorobę, po przebudzeniu nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. jest 5 nad ranem a ja jestem trzy kroki od śmierci. 

sobota, 20 września 2014

wrze(ś)nie.

zawsze wraca ten sam wrzesień. ciemniejsze niebo, chłód, zapach poruszającego się znów powietrza. zawsze wraca. 

a razem z wrześniem poczucie utracenia czegoś, przemijania czasu, ludzi, uczuć. nie umiem walczyć z wrześniem, podobnie jak oprzeć się wrażeniu jakie we mnie co roku wywiera. 
tęsknoty. 

a to uczucie tęsknoty tak jakby stało się bardziej wyraziste, od tego za czym -wydaje mi się- co roku tęsknię. straciłam myśl, zatarło się wrażenie tego za czym tęsknię. ciągle inne potrzeby, wymazały mi z głowy, to o czym zdawałam się kiedyś marzyć. przestałam marzyć. nie wiadomo kiedy stała się dorosłość. 
nie wiem jak wyrzucić z głowy -serca- tylko to uczucie, które co roku rujnuje mi -wydawać by się mogło- poukładane życie. 
rujnuje to zbyt duże słowo. to uczucie po prostu przychodzi, i przypomina mi, że wrzesień ciągle we mnie żyje, że nadal -mimo codzienności- mam w sobie marzenie, tęsknotę, życie. 

wrześniu, zawsze miałeś inny kolor i smak. zawsze byłeś kimś innym. zawsze byłeś innym miejscem. 

każdym którego kochałam, każdym które kochałam. co roku zakochana we wrześniu. budzę się ciągle w innej miłości. i ciągle nie widzę tej na którą co roku czekam. 

poniedziałek, 15 września 2014

giovanni.

zapomniałam, że 5 lat może minąć jak jeden dzień. cały ten czas widoczny jest w ludziach, tym o czym opowiadają, to jakie zdarzenia ich dotyczą, to jaki stan myśli i ducha mają w sobie. 
to cudowne spotkać te stany ducha, stany myśli - nowe- a jednak w jakiś sposób znane. w tych samych ludziach z którymi kiedyś łączyło nas tak dużo. 
i wbrew temu jak opowiadają, jakie zdarzenia ich dotyczą, ciągle spotykamy tych samych ludzi.

kilka refleksji, po zmęczonym tygodniu. kilka refleksji po weekendzie weselnym. 
nie rozmawiałyśmy od 5, albo 2 lat. ale ciągle mamy z sobą o czym rozmawiać, ciągle nas sobie za mało. przyjaciółka z liceum wychodziła za mąż. wszystko niesamowite. a najbardziej uśmiech, taniec, jakaś miłość którą mogłam w niej zobaczyć. oprócz cudownej sukni, pięknej oprawy całego wydarzenia. najcudniej było usiąść razem, i po prostu pogadać o tych kilku latach, o sobie i o tym co działo się w naszych głowach i uczuciach przez ten cały czas.
dobrze, spotkać się ciągle z ludźmi których kochamy, mimo, że wydaje się, że dzieli nas tyle czasu, opowieści, zdarzeń, stanów ducha.

ciągle mam w głowie to, że to co dzieli, to coś co niesamowicie może nas połączyć.