wtorek, 23 sierpnia 2011

driada.

jadę w tramwaju. bardzo kocham to miasto. cały pośpiech życia, płynące myśli spacerujące, sytuacje nieogarniające inspirujące, picie upadlające kojące. wszystko dzieje się tutaj, w miejscu. w którym kończy się moja głowa marzeniowa. a zaczyna świat w którym realnie możemy się spotkać.
tutaj, kurwa to tutaj.


spaceruję po ściernisku. mam bose stopy.
idę trochę w stronę słońca.
wyszłam na chwilę, zerwać tylko słonecznik. sycę się zachodzącym słońcem. wędruję jakby gdzieś dalej. widzę tylko chmury, a pod stopami kuje mnie niemiłosiernie.

doszłam do granicy pola. kusząco kukurydza tańczy z wiatrem i słońcem. dziś na kolację ugotuję kukurydzę. jeszcze tylko raz spojrzę w niebo. i uświadomię sobie piękno chwili w której jestem.


po nocach dręczą mnie komary. krwiożerczo krążą w okolicy moich skroni. czekam aby je ustrzelić, każdego po kolei.


duszę się od braku tlenu. jest obrzydliwie gorąco. roztapiam się w każdym westchnieniu. czuję się pobrudzona jakby swoją własną skórą. powietrze mnie dusi i więzi. czekam żeby ukoić swoją udręczoną skórę.

śnią mi się puenty. tańce, ruch i muzyka. to ja tańczę, to ja daję miotać się muzyce. muzyka jest jak woda. trochę wydaje mi się, że pływam, w tej melodyjnie sunącej gdzieś w głębinach wodzie.
widzę tylko blask. i niebieskie puenty, w których chodzę po domu, jak w pantoflach.

jestem nad wodą. mam kapelusz słomkowy, i kostium granatowy w białe kropki.

rozpuszczam włosy, kapelusz odkładam na koc. zanurzam się. bez bólu i myśli, do chłodnej lekkiej wody, która wydaje się być zimniejszą niż kiedykolwiek dotąd.
nurkuję do świata gdzie jestem sama. tak sama, że wydaje mi się, że jestem tam ze sobą, tuż obok siebie płynę. jak Syrena. ku słońcu spod powierzchni wody. zamieniam się w kobietę- drzewo i wyrastam wysoko ponad chmury.


spędzamy razem całe dnie. myślę o marzeniach. o ich realizacji, i o tym jak wewnętrznie płonę by malować. dogadujemy się czytając sobie w myślach. balkonu będzie mi brakować, balkonu!

niby nie dzieje się nic. wszystko dzieje się po kolei. na tydzień mama moja zostawia dom, razem z synem wyjeżdża w podróż dookoła Włoch. na miesiąc siostra moja wyjeżdża, żeby wrócić wtedy do Krakowa. zostaję trochę sama. chociaż tylu ludzi obok.

wiem, doskonale wiem. wewnętrznie wiem czego chcę, i co będzie dobre. cokolwiek to jest. JEST!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz