sobota, 6 sierpnia 2011

golden cage.

małymi krokami wychodzę ze szczerozłotej klatki. klatka nie chce mnie puścić, ale nie chce też trzymać. wydaje się być oburzona tym, że chce mi się uciekać, tym że mogę przestać być jej własnością niemą. klatka wydaje się być oburzona tym, że ada chce i ma prawo do tego żeby mówić.
jest piękna, złota, radzi ze wszystkim, i jest najcudowniejszą klatką na świecie, nie ma innej takiej klatki. nigdzie. to nic że więzi, jest przecież taka złota.
nowe otoczenie sprawiło, że zweryfikowałam co dla mnie znaczy "złoty", jaka "klatka" nie daje mi swobodnie fruwać w przestworzach tego świata. szczerze mówiąc wcale nie przepadam za złotym, nie przepadam za klatkami, kocham za to skrzydła. nie lubię sama się ogłuszać i odbierać sobie mowę. będę mówić wobec tego, bo świat zacznie mówić za mnie, a nie koniecznie musi czuć własnie tak jak ja.
widzę coś innego, ale mam wrażenie, że klatka umie być niezwykła. pewnie nawet jest, ale nie chce tego okazywać. przynajmniej w wymiarze mojej osoby. nie umie mnie zatrzymać albo nie chce. a ja naprawdę wychodzę z tej klatki.
zastanawiam się czy klatka w ogóle istnieje. albo czy czuje bicie serca albo mój oddech na pozłacanych prętach. wydaje się, że nie ma jej tak do końca. albo zaciska oczy i zęby, żeby nie można było wyczuć jej obecności.
nie czuję, a tak szalenie pociągające są dla mnie namiętności i odczuwanie!


robi się dziwnie. i zarazem odżywczo. chcę odetchnąć. i nie mam ochoty już się starać. nie o to. zapomniałam o sobie, i o tym co kocham. stopniowo uchodziło ze mnie powietrze. i jak flak postanowiłam wybrać się w pewną podróż. wróciłam z niej, spacerując na boso wśród traw. pośród nadmiernego zapachu sierpnia. ściernisku, twardej, przesuszonej ziemi, dałam poranić moją skórę. mocno oddzierał się zeschłych uczuć naskórek spod moich stóp. wróciłam poraniona z tej podróży, i tak jakby narodziłam się trochę na nowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz